- W tym okresie władza była szczególnie uczulona na środowiska artystyczne, ponieważ często popierały one protesty studenckie – mówi nam dr Sebastian Ligarski z wrocławskiego oddziału IPN. - Dlatego też szukała osób, które można było złożyć na ołtarzu opinii publicznej – dodaje.
Nie inaczej było właśnie z Edwardem Lubaszenką, który przyjechał do Wrocławia w roku 1965 i występował na deskach Teatru Współczesnego.
18 marca 1968 władze zorganizowały wiec poparcia dla Władysława Gomułki. Jak wiemy z akt byłej SB jeden z tajnych współpracowników o pseudonimie „293” doniósł, iż aktor Edward Lubaszenko na wiecu miał „stroić głupie miny”, kpiąc tym samym swoim zachowaniem z wrocławian. - Podobno na manifestacji dostał on transparent z napisem popierającym Gomułkę i miał dowieść osobie, która mu go wręczyła, że nie jest syjonistą – opowiada Ligarski. Pewnie nie byłoby z tego powodu żadnych reperkusji, gdyby nie jeszcze jedno wydarzenie i kilka faktów z życia aktora.
Niefortunny żart?
- Lubaszenko w gronie aktorów słynął z pogody ducha i dowcipów sytuacyjnych – podkreśla Ligarski. Właśnie ta skłonności mogła zaważyć na jego dalszej karierze, gdyż została ona wykorzystana przez jednego z jego rywali z teatru.
– Gdy przyszedłem do Wrocławia zacząłem grać główne role w spektaklach teatralnych. Spowodowało to u niektórych aktorów zawiść i próbowano mnie usunąć – wspomina sam aktor.
Dogodna sytuacja ku temu zdarzyła się w 1968 roku na spotkaniu środowisk artystycznych w Złotoryi. W czasie dyskusji w gronie aktorów na temat konfliktu arabsko-izraelskiego Lubaszenko miał zażartować „Niemcy bronili Żydów przed wymordowaniem ich przez Polaków, w tym celu tworząc obozy koncentracyjne”.
– W rzeczywistości nic takiego nie powiedziałem, cała cytat został sfabrykowany - wspomina aktor. Tymczasem notatka trafiła na biurko SB za sprawą jednego z aktorów, który miał za złe Lubaszence, że stracił przez niego wiodącą rolę w Teatrze Współczesnym. W kontekście wydarzeń marcowych sfałszowana notka zakrawała na jawne sprzyjanie Izraelowi, a co za tym idzie Zachodowi [przy. red. ZSRR i blok komunistyczny sprzyjały w tym czasie państwom arabskim]. Sprowokowało to SB do podjęcia działań w sprawie Lubaszenki. Tym razem ich konsekwencje mogły być opłakane i oznaczać dla aktora koniec kariery scenicznej.
Odsiecz Witkowskiego
Pierwsze reperkusje w stosunku do aktora nastąpiły bardzo szybko. Zwłaszcza że utrzymywał on kontakty ze środowiskiem TSKŻ (Towarzystwo Społeczno Kulturalne Żydów), a także dlatego, że jego żona miała korzenie żydowskie, co dodatkowo pogorszyło sprawę. Propaganda PRL prowadziła w tym czasie nagonkę na środowiska żydowskie pod hasłem walki z syjonizmem. - Próbowano w stosunku do mnie różnych prowokacji, jednak nigdy nie udało im się mnie nabrać – mówi Lubaszenko. – Raz wysłano do mnie list z Monachium, w którym proszono mnie o podanie kontaktów ze środowiskiem żydowskim. Dołączono do niego 20 dolarów. Pieniądze zatrzymałem, a list odniosłem do jego prawdziwego adresata – wspomina aktor.
Pomimo tego, sprawa sfałszowanej notatki ze Złotoryi wystarczyła sądowi partyjnemu do tego, aby postawić Lubaszence zarzut antypolskości i sprzyjaniu ruchowi syjonistycznemu. - Sprawa została użyta również propagandowo. Jedna z wrocławskich gazet opisywała ją w artykule „Nie ma miejsca dla syjonistów w partii” – podkreśla Ligarski.
W konsekwencji Dzielnicowy Komiet PZPR Wrocław – Śródmieście odebrał legitymację partyjną Edwardowi Lubaszence. - Mogło być jednak znacznie gorzej – zauważa Ligarski. Sam aktor potwierdza, to zdanie.
Ostatecznie z niefortunnej sytuacji Lubaszenkę wybronił dyrektor Teatru Współczesnego Andrzej Witkowski. Dzięki swoim wpływom udało mu się przekonać władze, że cała sprawa to potwarz i oszczerstwo, jakim obrzucono pracownika jego teatru. Choć aktorowi zwrócono legitymację partyjną, władze PRL nigdy nie przyznały się do pomyłki. – Opublikowano na łamach Gazety Robotniczej tylko notatkę, w której wykluczenie z partii zamieniono mi na naganę. Teraz, gdy po latach patrzę na tę sprawę nie ma nikomu niczego za złe. Jestem dumny z tego, że jestem Polakiem i z tego, że żyje w Polsce. Dobrze też, że nie wyjechałem na Zachód, choć mogłem – kończy rozmowę Lubaszenko.