Gęsty czarny dym był widoczny z ponad 40km m.in. we Wrocławiu i Legnicy. Akcja była bardzo trudna, głównie ze względu na duże ilości materiałów palnych zgromadzonych na hałdzie o wymiarach 10x50 metrów.
Pożar wybuchł wczoraj około godziny 15. Na składowisku odpadów należących do firmy recyklingowej zapaliły się szmaty, plastikowe butelki i makulatura. Akcja była szczególnie utrudniona z powodu braku wody w okolicy. Jeden z hydrantów znajdował się dopiero na oddalonej o kilkaset metrów stacji benzynowej. Sytuację uratował beczkowóz straży, który wezwano na miejsce. Wodę czerpano m.in. w Mirosławiczkach z rzeki Czarna Woda oraz hydrantów w okolicznych miejscowościach.
- Pożar gaszono do późnej nocy. Akcja była trudna, ciągle pojawiały się bowiem nowe siedliska ognia. Na miejscu nadal są strażacy, którzy pilnują, aby znów nie doszło do pożaru. Cały teren trzeba dosłownie przekopywać, aby dogasić żar. Przypomina to trudne gaszenie torfowiska, które pali się pod warstwą ziemi - tłumaczy oficer dyżurny z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu.
Policja sprawdza, co było przyczyną pożaru. Wedle jednej z hipotez wpływ mogła mieć wysoka temperatura (ponad 30 stopni Celsjusza), która spowodowała samozapłon szmat nasączonych olejem.