Od kilku lat obowiązuje tam zakaz wjazdu cyklistom. - Widzieliśmy sporo rowerzystów, którzy jeździli po starówce, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się przejść Rynek pieszą - mówią.
- Zakaz wjazdu to absurd. Jeździliśmy po wielu dużych miastach i żadnych zakazów nie widzieliśmy. To działanie antyeuropejskie i krzewienie nienawiści w stosunku do cyklistów – bulwersują się seniorzy z klubu rowerowego w Jelczu - Laskowicach.
Zakaz poruszania się rowerem na Rynku wprowadzono kilka lat temu, po interwencjach mieszkańców dotyczących brawurowej jazdy cyklistów. Zdarzały się potrącenia ludzi starszych i turystów. Przepis nie spodobał się rowerzystom, którzy zaczęli organizować protesty.
Natomiast do kolegiów, a później do sądów grodzkich, zaczęły wpływać wnioski o ukaranie właścicieli jednośladów.
- To martwy zakaz, który niestety nadal obowiązuje. Istnieje jednak ciche przyzwolenie na wolną jazdę z prędkością ok. 10 - 15 km na godzinę i strażnicy przymykają na to oko - tłumaczy Daniel Chojnacki, oficer rowerowy zatrudniony w magistracie.
Nie ma zamiaru on walczyć o zniesienie zakazu, bo ograniczył on liczbę potrąceń w tej części miasta. Jednak nie wiadomo, ile było wypadków, bo nikt nie prowadzi takiej statystyki.
- Wycieczka z Jelcza - Laskowic postąpiła właściwie, że zsiadła z rowerów. Przepis nadal obowiązuje i rowerzyści przejeżdżający przez Rynek łamią prawo nawet, jeśli jadą powoli - uzasadnia Sławomir Chełchowski z wrocławskiej straży miejskiej.
Zdziwieni rowerzyści z Wiednia
- Od 15 lat jeżdżę tamtędy i nigdy nikt mnie nie zatrzymywał. Pierwsze słyszę, że taki zakaz w ogóle obowiązuje. Widział pan, że przejeżdżałem obok strażników i nikt mnie nie zatrzymał – dziwi się Roman Stopiński, wrocławianin, którego spotkaliśmy na starówce. W ciągu dziesięciu minut naliczyliśmy ok. 5 cyklistów mknących obok Ratusza.
Zdaniem Stanisława Stembalskiego z Dolnośląskiego Towarzystwa Cyklistów, zakaz jazdy przez starówkę, czyli największe skrzyżowanie rowerowe w mieście, to wstyd.
- Zakazowi dziwili się rowerzyści z Wiednia, których zaprosiliśmy do Wrocławia. Moim zdaniem zakaz jest niepotrzebny i przynosi on więcej szkody niż pożytku - mówi Stembalski.
Podobne zdaniem mają inni użytkownicy jednośladów, choć większość z nich uważa, że obostrzenia w Rynku są zasadne.
- Niektórzy rzeczywiście jeżdżą jak wariaci i nie zwracają uwagi na pieszych. Nie dziwię się, że zakaz wprowadzono - uzasadnia Elżbieta Forysiak, rowerzystka z Wrocławia.
W stolicy też nie wolno
Postanowiliśmy sprawdzić, czy zakazy istnieją też w innych miastach Polski.
- Robimy wszystko, aby ułatwić życie posiadaczom rowerów. Nie mamy Rynku, jednak po ul. Piotrowskiej mogą jeździć rikszarze, wycieczki meleksami i cykliści. Do tej pory nikt się nie skarżył - informuje Radosław Kluska, łódzki strażnik odpowiedzialny za kontakty z prasą.
Po starym mieście nie można jeździć w Warszawie. Od 30 lat obowiązuje tam zakaz i nie ma szans, aby został zniesiony. Wprowadzono go po interwencjach mieszkańców.
Kraków ma wydzielone strefy dla pieszych i rowerzystów. - Ale można jeździć po deptaku przy kościele Mariackim, czy pomniku Mickiewicza. Oczywiście były skargi na rowerzystów, ale nie wprowadziliśmy żadnych restrykcji. Po naszej starówce jeżdżą również meleksy z turystami i bryczki - mówi Elżbieta Lacher ze Straży Miejskiej w Krakowie.