Pozwanym w tym, procesie był reżyser Grzegorz Braun. Obie strony zjawiły się w sądzie punktualnie i zasiadły w ławach. Sędzia prowadzący sprawę, przez kilkanaście minut tłumaczył zawiłości z nią związane. Chodziło głównie o fakt, że Grzegorz Braun w jednej z audycji miał użyć w stosunku do Jana Miodka określenia "informator policji politycznej PRL". Ze strony Brauna pojawiło się również określenie "konfident". Obie wypowiedzi były użyte w kontekście jakoby Miodek był współpracownikiem SB. Sąd odczytując werdykt nie znalazł uzasadnienia użycia takich słów w stosunku do profesora filologii polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. - W IPN nie znalazły się żadne materiały świadczące przeciwko prof. Miodkowi – stwierdził sędzia. Jako zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych (czyli według przepisów prawnych nazwiska, pseudonimu, wizerunku itp.) Grzegorz Braun ma opublikować w ogólnopolskich mediach przeprosiny, a także wpłacić 20 tysięcy złotych na rzecz fundacji, które wskaże profesor.
Miodek nie skomentował rozstrzygnięcia procesu. Braun natomiast zapowiedział odwołanie od wyroku uzasadniając je między innymi aktami dotyczącymi "TW Jam", które miał zabrać jeden z funkcjonariuszy SB w grudniu 1989 roku zeznający w tym procesie. - Już złożyłem zawiadomienie do prokuratury o składanie fałszywych zeznań – mówi Braun. To na pewno jeszcze nie koniec sprawy, bo nie wiadomo co się stało z teczkami będącymi w posiadaniu SB-eka. - Będę apelował. Czy będę przepraszał – nie. Z całą pewnością za mówienie prawdy przepraszać nie będę. Jan Miodek był tajnym współpracownikiem SB od 1978 roku. Przez 11 lat współpracował, a po 1989 skończyła się Służba Bezpieczeństwa. Zachęcam opinię publiczną do tego, żeby zainteresowała się tak zwanym zbiorem zastrzeżonym – podkreśla Braun. Jak się dowiedzieliśmy "zbiory zastrzeżone" znajdujące się w IPN to dokumenty objęte klauzulą tajności, ze względu na bezpieczeństwo państwa. Dostęp do nich ma ABW i służby wojskowe oraz pracownicy IPN jednak tylko pod nadzorem tych służb.