Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Odkrywają podziemny Wrocław

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Podziemny Wrocław od dawna rozpala wyobraźnie wrocławian i nie tylko. Grupa eksplorerów o nazwie V74 stara się te mity i legendy sprawdzić.

Tajemnicza grupa działa dopiero od kilku lat. Bunkry, schrony obrony cywilnej, podziemne korytarze to ich pasja. Wcześniej każdy odkrywał podziemny Wrocław na własną rękę. Nazwa ekipy wzięła się od angielskiego słowa „Vault” oznaczającego komorę. Natomiast liczba „74” to numer kamienicy, pod którą znajdował się schron cywilny. Jak mówią członkowie grupy, ich zainteresowania zrodziły się już w dzieciństwie. – Od momentu, gdy byłem mały zawsze chciałem zgłębić tajemnice przedwojennego Wrocławia i sekrety Festung Breslau - mówi Sowa.

Letnia nuda

- Inspiracją dla naszych działań były programy poszukiwacza skarbów, redaktora Wojciecha Stojaka. Początkowo traktowaliśmy go jak naszego guru. Jednak z czasem zaczęliśmy podchodzić do naszych zainteresowań poważnie. Odrzuciliśmy legendy i skupiliśmy się na faktach historycznych – podkreśla Sowa.

Chodzenie po bunkrach i podziemiach, to bliskie spotkanie z historią, a poza tym adrenalina. - To wciąga. Idziesz sobie korytarzem, na murach niemieckie napisy i ciekawość pcha cię za każdy następny zakręt – zauważa Fck.

Każdy z nich zaczął swoją przygodę z podziemnym Wrocławiem inaczej. Zwykle latem. – Moja pierwsza wyprawa miała miejsce na Wojszycach. Pod nasypem znajdowało się żelbetonowe wejście. Zawsze mnie korciło, żeby zbadać to miejsce. I pewnego dnia zdecydowałem się na to. Wziąłem z domu latarkę i ruszyłem na eskapadę. Już chciałem wejść do środka, a tu nagle wyrasta przede mną niczym z pod ziemi starszy człowiek i zakazuje mi tego. Jak wiadomo zakazany owoc smakuje najlepiej, więc poczekałem aż odejdzie i postanowiłem rozejrzeć się w środku. Trochę się na początku obawiałem, bo mówił, że zaginęło tam mnóstwo ludzi i że bunkier jest zaminowany. To wszystko jednak okazało się bajką – wspomina Sowa.

U Fck chodzenie po bunkrach zaczęło się podobnie – Było lato. Z kolegą wybraliśmy się na rower. Przy ulicy Krzywoustego zobaczyliśmy dziurę w ziemi. Zdjęliśmy światło rowerowe i weszliśmy. W środku po kilku minutach znaleźliśmy kawałek stłuczonej żarówki. Wyglądała na starą, może poniemiecką… Dla mnie ta mała potrzaskana żarówka była niczym komnata bursztynowa.

Ogólnie w bunkrach, schronach i korytarzach podziemnego Wrocławia jest w miarę bezpiecznie. Mimo tego, trzeba mieć przy sobie trochę „sprzętu”. - Podstawowy to wiedza, latarka, szeroko otwarte oczy i … „gadka”. Zwykle przydatna wtedy, gdy ktoś cię zauważy, tam gdzie cię być nie powinno - dodaje Sowa.

Sprawdzić legendy i mity

We Wrocławiu i jego okolicach jest obecnie około 140 bunkrów. Z czego grupa V74 zaliczyła już większość. Ciągną się one szerokim pasem od północy, przez zachód, aż na południowe przedmieścia miasta. Kończą się w Radwanicach. - Są to głównie obiekty wybudowane jeszcze przed pierwszą wojną światową – mówi Sowa. W samym mieście też jest ich ponoć kilkadziesiąt, w tym dosyć dużo schronów przeciwlotniczych.

– Pomimo dużej liczby obiektów o takim charakterze, ciężko jest mówić o podziemnym mieście. Ta legenda wyrosła chyba z tego, że w czasie Festung Breslau wielokrotnie przebijano mury piwnic dzięki czemu tworzyły się długie przejścia. Poruszanie się po nich było o wiele bezpieczniejsze mając na uwadze to, że na powierzchni trwały naloty i ostrzał artyleryjski – podkreśla Sowa.

„Odkrywcy” z V74 mówią, że jeszcze wiele tajemnic nie zostało wyjaśnionych. Choć niektóre mity już prawie udało im się obalić. – Jesteśmy niemal pewni, że nie ma przejść pod dnem Odry. Podobnie sprawa się ma z Dworcem Głównym, gdzie są na pewno cztery kondygnacje podziemne. Pierwsza z nich, to przestrzeń handlowa. Dwie kolejne to magazyny PKP. Czwarta jest zalana, tam schodzili kilka lat temu strażacy. Podobno znajdują się tam łóżka, gdyż podczas wojny zorganizowano w tym miejscu szpital. Wątpliwe jednak, że – jak głoszą wrocławskie legendy - pod dworcem zlokalizowano stację kolejową. Niewykluczone jest istnienie w podziemiach dworca olbrzymiego schronu przeciwlotniczego – mówi Sowa.

Jest już kilka pewników. Po pierwsze, bunkier na placu Strzegomskim nie był obiektem militarnym. W czasie walko o Festung Breslau znajdował się tam lazaret. Po drugie nie potwierdziła się legenda o jego rzekomym połączeniu z Dworcem Głównym. Na pewno natomiast istnieją schrony pod placami Solnym i Nowym Targiem, gdzie do tej pory na ścianach zachowały się poniemieckie napisy.

Z mniejszych odkryć warto zwrócić uwagę na „wrony” w bunkrze tuż przy Lisiej Górze. Przez wiele lat trwała dyskusja na temat ich autentyczności. – Dotarliśmy do zdjęć wykonanych w latach 70. W tych czasach symboli nazistowskich, tam nie było. Widocznie jakiś dowcipniś po prostu je domalował – opowiada Fck.

Wrocław ukrywa jeszcze wiele tajemnic. W zeszłym roku odkryto przy okazji prac mini schron tuż przy Tatrze Lalek. – Nie o każdym obiekcie jesteśmy w stanie się dowiedzieć i nie każdy zbadać. Wynika to głównie z faktu, że niektóre bunkry są na prywatnych posesjach. Czasem jest również tak, iż zostały one zaadoptowane do różnych celów tak jak ten przy ulicy Melioranckiej (należy do Wojskowego Instytutu Technologii Inżynieryjnej) czy Słowiańskiej (magazyn zbiorów Muzeum Narodowego) – tłumaczy Sowa.

W przyszłości grupa planuje nawiązanie kontaktu z przedwojennymi mieszkańcami Wrocławia lub ich potomkami oraz poszukiwania materiałów w niemieckich archiwach.

Co dalej z bunkrami?

Większość obiektów fortecznych w mieście nie jest zagospodarowanych. Część z nich została zasypana lub niszczeje. - Bunkry powoli popadają w ruinę. Metalowe elementy są kradzione przez zbieraczy złomu. Swoje robią również pijaczki i ćpuny, którym służą ona za pomieszczenia do libacji – podsumowuje stan wrocławskich obiektów Fck. To zdanie potwierdza Sowa – We Wrocławiu urzędników nie interesują tego typu obiekty. Szkoda, bo przecież można by je zagospodarować tak, jak ma to miejsce na przykład na Górnym Śląsku czy w Czechach. W naszym mieści marzy mi się utworzenie małej wystawy dotyczącej Festung Breslau na przykład w schronie pod placem Solnym. Mogłaby być, to nie lada atrakcja dla turystów – mówi Sowa.

Faktycznie, bo chyba nie ma lepszej reklamy dla historii, niż możliwość dotknięcia jej samemu.


Bartłomiej Sarna



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl