Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Z GPS-em po skarby

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Jeżeli zobaczycie kogoś w parku Szczytnickim, kto chowa skrzynkę owiniętą w czarną folię - nie bójcie, to nie terrorysta.

To tylko osoba, która bawi się w geocaching.

Ideę tej gry, która jest połączeniem sportu, turystyki i zwiedzania, a przy okazji poszukiwaniem skarbów, zrodziła się w Stanach Zjednoczonych. Pewnego dnia Amerykanin Dave Ulmer stwierdził, że popularne urządzenie GPS można wykorzystywać nie tylko do wyznaczania trasy przejazdu pomiędzy miastami. Założył pierwszą skrzynkę, a jej koordynaty (miejsce położenia) wrzucił na jeden z portali. Po kilku dniach pudełko z zawartością zostało odkryte. Tak właśnie zaczął się ruch geocachingu, który do Polski dotarł w 2002 roku. Od tej pory w naszym kraju miłośników tej zabawy stale przybywa. Jest ich około 3 tysięcy. Najwięcej w Warszawie, gdzie na odkrywców czeka 1700 pudełek do znalezienia. Głównie bawią się w nią ludzie od 25 do 40 roku życia.

Pomysł na ciekawe spędzenie czasu

Wrocław jest na razie prowincją geocachingu, bo w naszym mieście poszukiwaczy skarbów z pomocą GPS jest około dwudziestu. - U mnie zabawa w geocaching zaczęła się od tego, że przypadkiem trafiłem na stronę internetową. Poczytałem sobie trochę o tym i złapałem bakcyla. Pierwszą skrzynię pełną „skarbów” znalazłem pod Warszawą. Wróciłem do Wrocławia i pomyślałem czemu nie zrobić tego w moim mieście – wspomina Bartosz Bednarek, geocacher. Pierwsza skrzynka w stolicy Dolnego Śląska nie została jednak założona przez wrocławianina – tylko przez niemieckiego miłośnika geocachingu.

Zabawa jest bardzo prosta. - Potrzebny jest GPS, do którego wprowadzamy koordynaty (podane na portalu) i ruszamy na poszukiwanie skarbów – mówi Adrian Kot. Z każdym metrem, gdy przybliżamy się do ukrytego pudełka emocje rosną. Największa frajda czeka nas na końcu, gdzie urządzenie nawigacyjne zaczyna wariować. Wtedy należy sięgnąć po dodatkowe wskazówki. Czasem są to zaszyfrowane wiadomości. Innym razem instrukcja jest prosta – „szukaj w dziupli drzewa przy alejce” albo „stoisz właśnie na skrzynce”. - Jeśli znajdziemy już to czego szukamy satysfakcja jest wielka. Pozostaje jeszcze jedna zagadka, co będzie w środku – mówi Bartosz.

Choć na pozór znalezienie skarbu wydaje się proste, to wcale tak nie jest. Każda skrzynka posiada określony stopień trudności, a także skalę terenu (w obu przypadkach od 1 do 5). Nierzadko jest, tak że są one chowane w miejscach trudno dostępnych, na przykład w bunkrach czy jaskiniach. - Taka ukryta pod mostkiem w parku Szczytnickim ma trudność jeden – zaznacza Adrian.

Kaczuszki z pudełka

Skrzynki geocachingu posiadają zwykle opisy miejsca, w którym je znajdujemy. Może to być na przykład historia obiektu, tak jak w pojemniku ukrytym przy drewnianym kościółku w parku Szczytnickim. Pudełka ze skarbami mają różne rozmiary. - Zwykle, żeby chronić ich zawartość są wykonane z plastiku. Choć czasem można napotkać również szklane. Dodatkowo zabezpiecza się je czasem folią, żeby zawartość nie zamokła. Istnieją też wirtualne, które fizycznie nie istnieją. Wtedy, żeby udowodnić ich odnalezienie trzeba przedstawić dowód. Najlepiej zrobić fotografię – opowiada Adrian.

Co znajdziemy w środku? Właściwie możliwości są nieograniczone: monetę, markera, zegarek z aparatem, maskotkę, smycz albo szklaną kulkę. - Wszystko zależy od pomysłowości geocachera. Pewnych rzeczy do pudełek wkładać nie można. Zabronione są przedmioty niebezpieczne, papierosy, alkohole, pożywienie, a także śmieci, takie jak zużyte bilety – podkreśla Bartosz. Na tym jednak zawartość skrzynki się nie kończy. W środku zwykle znajduje się również mały notes, do którego możemy się wpisać. Służy on również do odnotowywania tego, co z niej zabieramy na zasadzie wymiany. – Dla przykładu w pudełku znajdowała się maskotka, więc wkładam w jej miejsce coś w zamian – tłumaczy Adrian.

W niektórych skrzyniach ze skarbami możemy znaleźć tzw. geo-kreta. Są to małe przedmioty oklejone specjalną etykietą, które „podróżują” przy pomocy geocacherów z miejsca na miejsce. Zwykle określa się, gdzie mają one dotrzeć. – Najlepszym przykładem są tutaj dwie kaczuszki Lech i Jarosław. Ich miejscem docelowym był Madagaskar. Ostatnio jedną widziano w Dubaju (trasę podróży geo-kretów można śledzić na portalu społecznościowym geocacherów), a druga przepadła gdzieś w Europie. Kto wie może ktoś dostarczy je do punktu docelowego – zastanawia się Adrian.

Ile to kosztuje?

Zabawa w geocaching nie należy do najtańszych. – Podstawą jest w tym wypadku GPS. Taki, który możemy podpiąć pod telefon komórkowy kosztują około 150 zł. Droższe są GPS-y turystyczne. Używane można nabyć od 400 złotych. Górna granica to około 2 tysiące złotych – mówi Adrian.

Oczywiście trzeba zaopatrzyć się w pakiet map elektronicznych do naszego urządzenia nawigacyjnego. To z kolei koszt rzędu 300 zł. Na szczęście istnieją darmowe odpowiedniki. – Oprócz tego należy na wyprawę wziąć ze sobą rękawice robocze, żeby nie pobrudzić sobie rąk przy wyciąganiu skrzynki na przykład z dziupli czy starej rury. Przydatne w eskapadach będą również latarka, saperka lub kłujka – mówi Bartosz.

Pomimo tych wszystkich wydatków zabawa jest przednia. – Mamy nadzieje, że mieszkańcom Wrocławia przypadnie ona do gustu. Wszak każdy w dzieciństwie chciał znaleźć jakiś skarb – kończą rozmowę Bartosz i Adrian.


Bartłomiej Sarna



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Środa 8 maja 2024
Imieniny
Kornela, Lizy, Stanisława

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl