Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Wikingowie znad Odry

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Dawniej wikingowie byli postrachem europejskich mórz. Teraz co prawda już nimi nie są, ale wspomnienia o nich nadal rozpalają wyobraźnię.

Grupy rekonstruujące wikingów w wiosenne i letnie weekendy możemy spotkać w grodzie na wrocławskich Partynicach. W piątkowe popołudnia natkniemy się na nich również w parku Południowym, gdzie w plenerze przygotowują się do kolejnych bitew. We Wrocławiu pierwsze grupy powstały na początku lat 90. Teraz jest ich kilka, choć mało licznych. – Nasza grupa Nattfarir Hird powstała całkiem niedawno, z kilku różnych ekip – mówi Przemek.

Swoją nazwę, jakże trudną do wymówienia, wzięła od pierwszego legendarnego osadnika na Islandii opisanego w sadze z XII wieku. – Głównie w rekonstrukcję wikingów bawią się ludzie związani z historią lub archeologią. To połączenie studiów z pasją, a także ciekawy sposób na spędzenie wolnego czasu. Fala popularności na wcielanie się w wojowników z północy trochę opadła. Najwięcej chętnych było po ekranizacji powieści Tolkiena „Władca Pierścieni”. Teraz w naszej grupie jest dziesięć osób – zaznacza Przemek.

Skąd wiedzą jak to było kiedyś

Jak podkreślają wrocławscy wikingowie, wiedzę na temat swoich „przodków” czerpią głównie ze starych kronik, sag, a także traktatów. Tam zwykle opisane są zwyczaje i życie społeczne – podkreśla Przemek. Innym źródłem wiedzy są wykopaliska archeologiczne, a także ikonografia. Dzięki nim wiadomo jak wyglądali i jak żyli wojownicy z północy, co bardzo pomaga przy ich odtwarzaniu. - Gorzej jest z oddaniem realiów pola walki. Właściwie pierwsze traktaty dotyczące stylów walki i fechtunku pochodzą z okresu późnego średniowiecza, czyli nie z czasów wikingów.

Dlatego symulacja starcia, to w pewnym sensie improwizacja, ale nawet ją trzeba ćwiczyć. Choćby po, to żeby nie zrobić sobie lub komuś krzywdy – mówi Przemek. Bitwa to jednak nie wszystko. Oprócz niej rekonstruujemy codzienne życie z tamtych czasów. – Dlatego ważne jest, aby każdy w drużynie zajmował się czymś konkretnym na przykład garncarstwem lub tkactwem – dodaje Przemek.

Na co dzień i na bitwę

Nie sposób bawić się w wikingów bez odpowiedniego stroju. – W zasadzie potrzebne są dwa. Pierwszy to strój cywilny, drugi służy wojownikom w czasie zmagań na polu walki – mówi Przemek. Skompletowanie podstawowego stroju to dość duży wydatek. Oczywiście, można też spróbować zrobić go samemu, ale to dosyć żmudna i ciężka praca. – Sami staramy się szyć ciuchy. Zwykle trzeba to robić ręcznie, bez maszyny do szycia. Mężczyźni muszą zaopatrzyć się w koszule i spodnie. Kobiety w suknię złożoną z trzech warstw, tj. giezła (coś w rodzaju dawnej bielizny), sukni i fartucha. Najtrudniejsze do własnoręcznego wykonania są jednak skórzane buty z epoki. Te zwykle kupuje się u rzemieślników. Kosztuje to około 200 zł – mówi Przemek.

Strój bitewny składa się z większej ilości komponentów. Podstawowe wyposażenie do odtwarzania walki i ćwiczyć to rękawice (skórzane, wypych wełniany), przyszywanica (coś w rodzaju ochraniacza używanego pod zbroje) i hełm. Do tego wikingowie zwykle posiadają jeszcze tarcze (można ją wykonać ze sklejki lub po prostu kupić za 150 zł), topór (100-150 zł ostrze), miecz (od 300 zł) lub włócznie. Żeby zapewnić sobie lepszą ochronę w czasie bitwy przydałoby się zaopatrzyć również w kolczugę. Najtańsze robione na zasadzie zaginania drucików kosztują od 300 zł do 500 zł. Te wykonywane według wytycznych z epoki są o wiele droższe, bo na nie trzeba wydać około 2500 złotych. – Generalnie, jeśli chodzi o zbroje, to nie stosuje się płytowych i skórzanych, ponieważ nie ma na nie potwierdzenia historycznego – mówi Przemek.

W bitewnej kurzawie

Najważniejszym wydarzeniem dla ekip rekonstruujących wikingów są wyjazdy. W sezonie letnim praktycznie co tydzień można pojechać na jakąś imprezę w tych klimatach i to nie tylko w Polsce. Są one organizowane właściwie w większości krajów europejskich na przykład w Norwegii lub Anglii. W Polsce największym wydarzeniem, jeżeli chodzi o okres wczesnego średniowiecza jest impreza na wyspie Wolin. - Zwykle pojawia się na niej około 2 tysięcy ludzi. W jednym starciu podczas takich „zawodów” może pojawić się w bitewnej kurzawie około 200-400 wojowników.

Nie trzeba jednak koniecznie jechać na taką mega imprezę, żeby poczuć klimat i przenieść się w czasie. - Nasz wrocławski gród na Partynicach też daje radę. Przez dwa dni wyłączamy telefony, nie oglądamy telewizji. Jak chce się zapalić papierosa w czasie rekonstrukcji, to trzeba się schować za palisadę. Wszak turyści nie mogą widzieć wikinga z papierosem, bo we wczesnośredniowiecznej Europie tytoniu po prostu nie znano. Czasem ludzie reagują dziwnie. Proszę sobie wyobrazić, gdy jemy na obiad kaszę ludzie do nas podchodzą i patrzą nam w miskę. - śmieje się Przemek. Czasem jest też tak, że widzowie chcą móc potrzymać miecze, tarcze czy łuki. - Z tym trzeba uważać, bo to przecież nie są zabawki. Pamiętam raz takiego fizyka, który chciał postrzelać z łuku. Najpierw zrobił nam wykład o tym jak to strzała nabiera prędkości, a później próbował strzelić. Napiął cięciwę. Strzała została mu w ręce, a łuk wypadł z rąk – wspomina Ola.


Bartłomiej Sarna



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl