Młodzi wrocławianie, skupieni m.in. w stowarzyszeniu „Młody Wrocław” w ten oryginalny sposób chcieli wskazać na łamanie praw człowieka w Chinach. To także gest solidarności z Tybetańczykami prześladowanymi w ich własnym, okupowanym przez Chiny kraju.
- To nie jest protest przeciw olimpiadzie. Chcemy pokazać drugie oblicze Chin. To nie tylko nowoczesność i rozwijająca się gospodarka, ale również łamanie praw człowieka. Mamy obowiązek o tym mówić – powiedział Tomasz Stefanicki z „Młodego Wrocławia”.
Akcji przyglądało się kilkudziesięciu wrocławian. Najpierw alpinista z liną wspiął się na szczyt, a później na górę wciągnięta została flaga Tybetu. - Po tym co się działo w Tybecie na wiosnę, jest to pewien symbol wszystkich prześladowanych ludzi. Z kolei Iglica to taki nasz wrocławski symbol wolności. Dzięki niemu możemy zwrócić uwagę na to co złego dzieje się w Chinach - dodaje Stefanicki.
To nie jedyny sposób, w jaki wrocławianie łączą się dziś z tymi, których prawa człowieka są łamane w Kraju Środka. Członkowie „Młodego Wrocławia” odnowili napis i pomnik upamiętniający chińską masakrę na placu Tiananmen na pl. Dominikańskim. Wielu wrocławian odwiedziło dziś to miejsce i zapalało znicze.
Tymczasem na murze na Placu Orląt Lwowskich pojawiło się szokujące graffiti. Przedstawia trzech sportowców z przestrzelonymi głowami, każdy z otworem po kuli w głowie z wypływającą z niego krwią. Jego autorem jest grafficiarz Dariusz Paczkowski z Bielska-Białej. Malowidło ma uświadomić ludziom, że w Chinach wykonuje się najwięcej na świecie wyroków śmierci, a egzekucje jeszcze niedawno przeprowadzano tam publicznie na stadionach. Autor zastrzega, że nie występuje przeciwko olimpiadzie lub chińskiemu państwu. – Chodzi o zwrócenie uwagi na cierpienia ludzi i więźniów z Chin i Tybetu – mówi Paczkowski.