Festiwal odbywa się już od trzech lat. Przybywają na niego fani z całej Polski. W tym roku potrwa aż do grudnia.
W niedzielny wieczór w Synagodze pod Białym Bocianem pojawili się pieśniarze kultywujący tradycję śpiewu gardłowego, wywodzącego się z szamańskich obrzędów z rejonu syberyjskiej Tuwy. Wystąpiły dwa zespoły wykonawców:
mocno osadzony w tradycji Huun Huur Tu oraz artyści solowi: łącząca wschodnią technikę z elementami standardów jazzowych Sainkho Namtchylak oraz szaman Gendos, znany już mieszkańcom Dolnego Śląska.
Ze względu na konieczność zmiany wcześniej ustalonego miejsca koncertu (WFF), impreza rozpoczęła się 40 minut po czasie. Nie zmąciło to jednak w jakikolwiek sposób nastrojów ludzi, którzy tłumnie pojawili się w synagodze. Organizator koncertu w ramach rekompensaty za oczekiwanie, zaproponował słuchaczom rozgrzewającą herbatę wprost z Mongolii, bezpłatnie serwowaną przez młode Azjatki.
Przybyły tłumy słuchaczy
Zainteresowanie tym rodzajem muzyki jest bardzo duże, co widać było po ilości przybyłych. Wszystkie miejsca siedzące zostały sprzedane, a najwytrwalsi przestali całe trzy godziny imprezy.
Wykonawcy za pomocą unikalnych technik głosowych i tradycyjnych instrumentów, dziś już prawie niespotykanych, wprowadzili publiczność w niezwykły świat komunikacji i ekspresji dźwiękowej. Można było przenieść się w zupełnie inną rzeczywistość - w świat dalekowschodnich kultur. Sainkho Namtchylak stanowiła tu wyjątek - eksperymentując za pomocą swoistego dialogu muzycznych kultur - zaprezentowała rodzaj kompilacji wschodniej techniki i zachodnich standardów jazzowych.
Mimo tak ekstatycznej atmosfery pojawiające się rytmy pozwalały również na pewne ożywienie, co znalazło wyraz w wielokrotnie powtarzanych bisach. Zupełnie wyjątkowym wydarzeniem wczorajszego wieczoru był też wspólny występ trójki artystów, który zdarzył im się po raz pierwszy właśnie we Wrocławiu.