Najpierw autobusem do Amsterdamu, stamtąd samolotem do stolicy Ghany Akry, a potem jeszcze 800 na północ. Celem jest Adenti, gdzie od ponad dwudziestu lat działa polska misja. Prowadzący ją salezjanie utrzymują od kilku lat kontakty z wrocławskim liceum prowadzonym przez to zgromadzenie.
- Wraz z pracującym tam misjonarzem ojcem Piotrem Wojnarowskim pomyśleliśmy, że nasi uczniowie mogliby organizować latem zajęcia dla miejscowych dzieci oraz pomagać w pracach przy budowie kaplicy - mówi ksiądz dyrektor Jerzy Babik.
Licealiści spędzili w Ghanie lato w 2006 roku. Utrzymywali potem kontakt z rówieśnikami z prowadzonej przez salezjan szkoły średniej i internatów, z pobliskiego miasta Sunani.
Afryka nie taka dzika
Współczesność styka się tam ze tradycją. W miasteczku jest doprowadzona woda i elektryczność. Niektórym uczniom salezjańskiej szkoły marzą się nawet studia w Europie czy Ameryce, które byłyby dla nich biletem do raju. W praktyce te plany są trudne do zrealizowania ze względów finansowych.
Wystarczy jednak pojechać parę kilometrów dalej, by przekonać się, że na wsiach ludzie żyją jak sto lat temu. Domy są budowane z gliny i ze zwierzęcych odchodów. Ludzie zajmujący się rolnictwem żyją według naturalnego rytmu dnia. Kładą się spać o zmierzchu, a wstają o świecie. Wyznają głównie chrześcijaństwo, łącząc je zwykle ze starymi animistycznymi tradycjami. Zachowują dystans wobec nowoczesności, rozumieją jednak konieczność posyłania dzieci do szkół. Placówki prowadzone zwykle przez katolickie lub ewangelickie wspólnoty religijne są przyjmowane przychylnie, ponieważ zapewniają dzieciom opieką przez większość dnia.
- Na tle innych państw afrykańskich Ghana jest dość bezpieczna – zapewnia ksiądz dyrektor, który odwiedził ten kraj z wolontariuszami. – Nie ma tu wojen, a społeczeństwa nie dotknęły jeszcze na większą skalę takie problemy cywilizacyjne jak narkotyki czy przemoc.
Spać pod moskitierą
Ghana była kiedyś kolonią brytyjską, a urzędowym językiem jest nadal angielski. Uczniowie tamtejszego liceum bez problemu porozumiewają się więc z europejskimi wolontariuszami. A jeżdżą tam pomagać nie tylko uczniowie z Wrocławia, ale i z liceum w Bonn.
- W letniej wyprawie wezmą udział cztery koleżanki z Niemiec – mówią Kamil i Wojtek, uczniowie drugiej klasy. – W czerwcu jedziemy z wizytą do Bonn i omówimy wszystkie szczegóły. Mamy też kontakt z wrocławianami, którzy były w Ghanie trzy lata temu. Wiemy na przykład, że latem przypada tam pora deszczowa, nie ma wiec wielkich upałów. Trzeba tylko bardzo uważać na insekty i oczywiście spać pod moskitierą. Groźne są skorpiony, które wchodzą wszędzie, nawet do jedzenia. Drapieżniki i duże węże nie podchodzą natomiast do siedzib ludzkich, a miejscowi umieją żyć w nimi w symbiozie.
Chłopcy będą pomagać przy budowie przedszkola oraz uczyć angielskiego afrykańskie dzieci. Teraz rozpoczęli cykl szczepień. Szukają również sponsorów na zakup materiałów budowlanych i sprzętu do łączności.
- Wiemy, że warunki mogą być trudne i trzeba będzie znieść różne niewygody – mówią wolontariusze. – Mamy jednak okazję nie tylko pomoc innym, ale także przeżyć niezwykłą przygodę. Poznamy prawdziwe oblicze Afryki, a nie obrazy wykreowane na użytek turystów przez biura podróży.