Do Stanisławy Zorby (69 l.) zadzwoniła kobieta podająca się za siostrzenicę. Rozmowę prowadziła tak sprytnie, że wyciągnęła od starszej pani wiele informacji o rodzinie.
- Poznajesz mnie ciociu? To ja Irenka z Katowic. U nas wszystko dobrze. Ciociu poratuj mnie, potrzebuję 10 tysięcy złotych na otwarcie sklepu internetowego – opowiada Stanisława Zorba o dziwnym telefonie od rzekomej siostrzenicy.
Kobiecie do głowy nie przyszło, że to może być oszustka. Dopiero przekonał ją o tym znajomy, który był świadkiem rozmowy.
Pani Stanisława poinformowała „siostrzenicę”, że nie ma tak dużych pieniędzy i może ją poratować zaledwie tysiącem złotych.
- Zadzwoniłam do Katowic i okazało się, że to nieprawda. Oszustka jednak nie przyszła, bo pewnie uznała, że nie warto narażać się dla tak małych pieniędzy – mówi pan Andrzej, znajomy lokatorki ze Stabłowickiej.
To nie jedyna próba oszustwa na tej ulicy.
Inną kobietę odwiedził mężczyzna, który zaoferował sprzedaż ziemniaków po okazyjnie niskiej cenie.
- Wszedł do domu i poprosił o zrobienie kanapki. Kątem oka spostrzegłam, że kręci się po przedpokoju. Na szczęście z pokoju wyszedł sublokator, który spłoszył sprzedawcę – opowiada Grażyna Gajda (54 l.).
Inni starsi mieszkańcy skarżą się, że otrzymują telefony z różnych firm, które przekonują ich, że wygrali wycieczkę lub samochód. Muszą wpłacić tylko niewielką sumę pieniędzy, aby otrzymać bilet lub kluczyki od samochodu.
- Nie wierzmy transakcjom pieniężnym przez internet i na telefon. W tym przypadku stosujmy zasadę ograniczonego zaufania i nie podejmujmy żadnych działań, jeśli nie widzimy z kim rozmawiamy. W pierwszym przypadku mieliśmy klasyczną metodę oszustwa „na wnuczka” - informuje Paweł Petrykowski z biura prasowego dolnośląskiej policji.
W ostatnim czasie policja zatrzymała 7 oszustów, którzy próbowali tą metodą wyłudzić pieniądze. Nie wpuszczajmy do domu przedstawicieli handlowych, którzy wcześniej nie pokażą nam dowodu osobistego.