Idea sięga połowy lat pięćdziesiątych. Wtedy na fali „odwilży” zaczęły powstawać w całej Polsce stowarzyszenia ludzi kochających X Muzę i chcących dyskutować o obejrzanych wspólnie filmach. Prze kolejne dekady były one symbole ambitnego kina, stojącego w opozycji do komercyjnych produkcji. Ten trend uwydatnił się w latach dziewięćdziesiątych.
- Ludzie zaczęli mieć wtedy mniej czasu na spotkania towarzyskie i na wieczorne dyskusje o kulturze – mówi Maciej Gil, sekretarz Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych - Pojawiła się także konkurencja w postaci dvd i coraz liczniejszych kanałów telewizyjnych. Mimo to w Polsce nadal działa ponad 100 DKF-ów, między innymi na politechnice oraz w instytucjach społecznych i kulturalnych.
Do założenia tej instytucji nie jest potrzebna osobowość prawna. W praktyce jednak większość DKF-ów działa w ramach uregulowanych ustawowo instytucji.
- Często borykają się one z problemami lokalowymi, gdy czynsze są za wysokie – wyjaśnia Maciej Gil,. – Podobne sytuacje można zresztą zaobserwować w innych krajach. W Czechach istnieją na przykład bardzo prężne kluby dyskusyjne, ale na Węgrzech nie ich prawie wcale. Podobnie jest w będącej kolebką kultury klubowej Francji. Te inicjatywy rodzą się jednak w biedniejszych krajach, na przykład w Bangladeszu czy Burkina Faso. Być może ludzie nie są tam tak zajęci pogonią za pieniądzem, znajdują czas, by spotkać się i porozmawiać.
-DKF-y to fajny pomysł – twierdzi student Politechniki Wrocławskiej Maciej Jaworski. – Szkoda tylko, że wiele osób nie ma czasu, by skorzystać z ich oferty.
Do tematu wrócimy w następnych wydaniach Expressu Wrocławskiego.