Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Spacer nad przepaścią

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
- Co wieczór zastanawiam się, czy następnego dnia będę musiała ogłosić upadłość – mówi Dobrosława Platt, prezes Wydawnictwa Ossolineum. W rozmowie opowiada nam o problemach instytucji, pomysłach na przyszłość i obawach, że dorobek wielu pokoleń Polaków może zostać zaprzepaszczony.

Czy Wydawnictwo Ossolineum przestanie istnieć?

Wydawnictwo jest w bardzo złej kondycji finansowej, ale robimy wszystko, żeby tak się nie stało.

Z czego wynikają tak poważne problemy?

To proces, który rozpoczął się z nadejściem „nowych czasów”, czyli na początku lat 90-tych. Wcześniej, Ossolineum było jednym z większych wydawnictw na rynku i nie funkcjonowało w otoczeniu tak silnej konkurencji. Później pojawiły się dobrze doinwestowane, zagraniczne wydawnictwa, a do prywatyzowanych, polskich przedsiębiorstw wchodzili bogaci inwestorzy. Wydawnictwo Ossolineum przystosowywało się do rynku o własnych siłach, cały czas będąc przedsiębiorstwem państwowym. Nad przeprowadzanymi wtedy przekształceniami nie było odpowiedniego nadzoru, co prowadziło do podejmowania błędnych. Taką był na przykład zakup drukarni, na którą nie było specjalnie pomysłu, a która generowała olbrzymie koszty.

Kiedy w 2007 roku, na skutek nowelizacji ustawy, Wydawnictwo Ossolineum stało się ponownie częścią fundacji Zakład Narodowy im. Ossolińskich, okazało się, że ciążą na nim olbrzymie długi…

Byłam przerażona, kiedy już jako prezes wydawnictwa dowiedziałam się, że mamy do spłacenia około 4 mln złotych zadłużenia. To wszystko spadek, jaki otrzymaliśmy po działalności przedsiębiorstwa państwowego. Nikt wtedy nie pomyślał o tym, żeby tworząc spółkę, najpierw zadbać o zaspokojenie zobowiązań jej poprzednika. Rozpoczęliśmy działanie z ogromnym obciążeniem, z którym nie jesteśmy w stanie sami sobie poradzić. Mimo to, robimy wszystko, aby minimalizować koszty, stopniowo spłacać długi, a przy okazji nie zaprzestawać bieżącej działalności.

Jakiego rodzaju są to działania?

Kiedy zostałam prezesem wydawnictwa, napisałam raport o stanie wydawnictwa, z którego wynikały drogi wyprowadzenia go z kryzysowej sytuacji. Nieco później przygotowałam program naprawczy. Po pierwsze, w celu minimalizacji kosztów, ograniczyliśmy się do funkcjonowania jedynie na polu edytorskim, rezygnując z działalności dystrybucyjnej i poligraficznej. Sprzedaliśmy maszyny drukarskie, zlikwidowaliśmy księgarnię w Poznaniu, a pozostałe trzy - w Łodzi, Krakowie i Wrocławiu - zostały oddane we franczyzę. Restrukturyzacja wiązała się również ze zwolnieniami. Z 54 pracowników zostało około 20 osób.

Efekty są już widoczne?

Restrukturyzacja została zakończona i można dzisiaj śmiało powiedzieć, że gdyby nie długi z czasów przedsiębiorstwa państwowego, wydawnictwo mogłoby samodzielnie się rozwijać i przynosić zyski. Oczywiście gdyby sprzedaż książek utrzymała się także na właściwym poziomie. W tej chwili nie jest to jednak możliwe, ze względu na zobowiązania, które znacznie przewyższają obroty firmy. Wydawnictwo wymaga dofinansowania. Bez niego nie będzie w stanie dalej działać, nie mówiąc już o rozwoju.

A co z pomocą, którą obiecało Ministerstwo Kultury?

Zgodnie z prawem, wydawnictwo nie mogło otrzymać bezpośredniej dotacji z budżetu państwa, gdyż jest przedsiębiorstwem komercyjnym. Pomoc zorganizowano w ten sposób, że środki przekazano na konto naszego właściciela, fundacji Zakład Narodowy im. Ossolińskich, która z kolei udzieliła nam pożyczki. Pieniądze te jednak stanowią nasze zobowiązanie i będziemy musieli je oddać, więc nasza sytuacja radykalnie się nie poprawiła. Oczywiście fundacja mogłaby podnieść kapitał spółki, w której posiada 100 proc. udziałów i wtedy spłata nie byłaby konieczna. Niestety, właściciel nie wykazuje takiej woli.

Wydawnictwu nie udało się także uzyskać pomieszczeń w siedzibie Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, na których tak bardzo Pani zależało…

Ciągle nie mogę tego zrozumieć. Oczekiwałam, że wydawnictwo stanie się częścią Zakładu Narodowego nie tylko w sensie posiadanych przez fundację udziałów, ale także jako realna jej część. Był taki czas, kiedy dyrektor fundacji starał się o remont starej plebanii, gdzie obecnie ma swoją siedzibę Kolegium Europy Wschodniej. Tam miały się znaleźć pomieszczenia wydawnictwa, co oficjalnie oświadczano. To samo dotyczy przestrzeni dla księgarni Ossolineum. Miała być tam, gdzie obecnie znajduje się poznańska księgarnia „Kapitałka”. Tymczasem my ciągle wynajmujemy pomieszczenia w starej kamienicy, w której zresztą niedługo rozpocznie się remont. To dodatkowo skomplikuje sytuację wydawnictwa, gdyż mnie po prostu nie stać na przeprowadzkę.

Co w takim razie musiałoby się stać, żeby oddalić od wydawnictwa widmo upadku?

Najbardziej oczekiwane jest pojawienie się sponsora albo inwestora, który zechce wspomóc firmę finansowo. Wydawnictwo jest uleczone, mamy plany jego przyszłego rozwoju. Chodzi jednak o zastrzyk pieniędzy, potrzebny na spłacenie wcześniejszych zobowiązań.

Byłoby dobrze, gdyby duże firmy dostrzegły, że w obecną na rynku od 1817 roku markę wydawnictwa warto zainwestować. To mogłoby podnieść ich prestiż i pokazać działania tych firm pro publico bono. Co więcej jestem przekonana, że wydawnictwo będzie mogło w przyszłości generować zyski. Musi tylko odzyskać dobre imię na rynku. Żeby to się jednak stało, firma musi odżyć, musi z siebie zrzucić płaszcz zadłużeń, który ciąży coraz bardziej. Tym bardziej, im lepiej widać, że wydawnictwo zostało uzdrowione.

Jeżeli ktoś zdecyduje się zainwestować w wydawnictwo, jaką przyszłość Pani przewiduje?

Przyszłość znakomitą (śmiech). Gdyby znalazł się taki sponsor, to przede wszystkim nasi autorzy otrzymają sygnał, że na bieżąco płacimy za przygotowane przez nich pozycje, że jesteśmy w stanie działać na rynku jak każda inna spółka z o.o. Bylibyśmy wtedy w stanie rozszerzyć nasz plan wydawniczy w taki sposób, żeby zdobywać jeszcze szersze kręgi czytelników.

Czyli?

Planujemy zwiększyć i wzbogacić naszą ofertę, nie zapominając o przyświecającej wydawnictwu misji. Nie chcę, żeby Ossolineum kojarzyło się z literaturą pseudonaukową czy pseudopopularnonaukową. Nie możemy zrezygnować z wysokiego poziomu publikacji, jak również z pewnych serii wydawniczych, które od lat są naszym znakiem firmowym. Chodzi przede wszystkim o Bibliotekę Narodową, Historie Krajów i Narodów czy Biografie.

Jeśli chodzi o nasze plany, myślimy o powrocie do zaniechanej ostatnio tematyki historii sztuki. Wydawnictwo Ossolineum ma prawa wydawnicze między innymi do prac Marii Rzepińskiej, Wojciecha Kossaka czy Jerzego Kossaka. Chciałabym także wprowadzić pozycje z nurtu filozoficznego. Na początek udało nam się kupić licencję na publikacje dotyczące Fryderyka Nietzschego. Chodzi o dwa tytuły, które mogą być szczególnie interesujące dla uczniów i studentów.

Przyjmijmy teraz czarny scenariusz. Co Pani zdaniem straciłaby polska tradycja, kultura i nauka, tracąc Wydawnictwo Ossolineum?

Gdyby wziąć pod uwagę fakt, że w swojej prawie dwustuletniej historii, Wydawnictwo Ossolineum przetrwało wszystkie powstania, I i II wojnę światową, czasy komunizmu, a przyszłoby mu zginąć w momencie, kiedy wróciło do korzeni i ponownie stało się częścią fundacji, to byłaby to – jak sądzę - strata niewyobrażalna. Wydawnictwo odzwierciedla dorobek wielu pokoleń, na jego książkach wychowały się tysiące polskich humanistów. Nie wyobrażam sobie, że właśnie teraz to wszystko mogłoby zostać zaprzepaszczone. Niestety, w obecnej sytuacji taki scenariusz wcale nie jest wykluczony.

Nie przestaje Pani jednak zabiegać o pomoc dla firmy…

Spędziłam w Zakładzie Narodowym 30 lat i idea Ossolińskiego – stworzenia i utrzymania instytucji naukowej, która gromadzi źródła do badań naukowych i popularyzuje je, publikując ich efekty we własnym wydawnictwie – jest mi bardzo bliska. Nie przyszłam do wydawnictwa po to, żeby je pogrzebać, ale żeby przyczynić się do wyprowadzenia go na właściwe drogi. Nie stoję z założonymi rękami czekając na bogatego sponsora. Zrobiłam już bardzo dużo, żeby wyzwolić firmę z problemów, ale jednocześnie wydawnictwo potrzebuje zrozumienia i pomocy. Z tego powodu cieszy mnie zarówno wsparcie finansowe, jak i społeczne. To bardzo ważne.

Powstał nawet Komitet Ratowania Wydawnictwa Ossolineum. Czy wydawnictwo otrzymuje dużo dowodów wsparcia?

Bardzo dużo, co w naszej sytuacji jest niezmiernie ważne. Cieszy nas, że są środowiska, które nie chciałyby, żeby Ossolineum zniknęło z mapy wydawców w Polsce. Ogromnym sygnałem wsparcia społecznego było tegoroczne bicie rekordu Guinnessa na dworcach we Wrocławiu, Katowicach, Opolu i Częstochowie. Spotykaliśmy się z gestami niebywałej sympatii, kiedy ludzie przyjeżdżali z najdalszych zakątków tych miast, żeby kupić książkę i udzielić nam symbolicznego poparcia w walce o przetrwanie na rynku. Akcja pokazała nam również, że mamy wielu wiernych czytelników, którzy chętnie korzystają z naszej oferty.

Planują Państwo kolejne tego typu akcje?

Do końca wakacji trwa „Lato z Książką Ossolińską”, a w połowie września chcemy pojawić się na 100 dni na 10 dworcach w Polsce.

Dziękuję za rozmowę.


Kornelia Trytko



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl