21 sierpnia tego roku Antoni D z telefonu komórkowego, którego używał niepełnoletni, zatelefonował pod numer 997 i powiedział, ze w ratuszu na wrocławskim rynku został podłożony ładunek wybuchowy. Detonacja miała nastąpić za godzinę. Policjant odbierający zgłoszenie natychmiast powiadomił o tym dyżurnego Centrum Zarządzania Kryzysowego Miasta Wrocławia, podległe siły policji, pogotowie ratunkowe, straż pożarną i straż miejską.
- Służby te niezwłocznie zajęły się zabezpieczeniem miejsca ewentualnego wybuchu, podejmując między innymi akcję wyprowadzania wszystkich osób z rynku, w tym z lokali gastronomicznych, sklepów i urzędu miejskiego – poinformowała Małgorzata Klaus, rzecznik prasowy prokuratury okręgowej we Wrocławiu. - Policyjni pirotechnicy przeszukali wszystkie pomieszczenia urzędu miejskiego, nie odnajdując ładunku wybuchowego.
Antoni D. przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Jego tłumaczenie było proste - to był żart. Teraz za to przedziwne poczucie humoru oskarżonemu grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.