Nie mam pojęcia, kto mógłby nas podsłuchiwać. Do tego celu wykorzystano wysokiej klasy sprzęt. W branży spożywczej nic specjalnego się u nas nie dzieję, więc typuję, że komuś chodziło o grunt – tłumaczy Jolanta Rożak – Turowska, prezes targowiska.
W 2007 roku z „Targiastu” zaczęły wyciekać rozmowy o planach spółki. Nie wiadomo skąd, wiedzieli o tym biznesmeni i ludzie z zewnątrz. Dyrekcja targowiska zaczęła podejrzewać, że jest podsłuchiwana. Wynajęto licencjonowaną firmę specjalizującą się w namierzaniu aparatury. Efekt badań był zaskakujący.
Operator bezpośrednio podsłuchiwał rozmowy z trzech komórek. Mikrofony wykryto w dwóch aparatach stacjonarnych. Ściągano też obraz z mojego komputera – wylicza pani prezes.
Co do podsłuchów żadnych wątpliwości nie ma szef firmy, która go wykryła. Urządzenia były wysokiej klasy i nie można ich w Polsce kupić.
Wynajęcie specjalistów kosztowało „Targpiast” kilka tysięcy złotych.
- Podsłuch wykonał dobry fachowiec, Dysponował on wysokiej klasy sprzętem, którego na rynku cywilnym kupić nie można – mówi Krzysztof Pyka, prezes z agencji wynajętej przez „Targpiast”.
W tym czasie plac targowy zaczęli odwiedzać tajemniczy konserwatorzy urządzeń telekomunikacyjnych. Pracownicy placu zatarasowali walcem wejście do studzienek telekomunikacyjnych, ale nocą pojazd został przestawiony.
O sprawie powiadomiono prokuraturę. Powołano również biegłych, którzy zbadali sprzęt i twardy dysk komputera pani prezes.
- Zebrany materiał dowodowy nie uprawdopodobnił, iż opisywane przez zarząd spółki przestępstwo miało miejsce – tłumaczy Beata Łęcka, prokurator. Ostateczni sprawę umorzono. Nic nie dały odwołania zarządu „Targpiastu”.