- Co to oznacza? Że po odpowiednim przeszkoleniu patrole konne będą mogły zabezpieczać np. mecze piłkarskie lub najprościej mówiąc rozganiać chuliganów – tłumaczy Zbigniew Golonka, dowódca szwadronu konnego wrocławskiej straży miejskiej.
Funkcjonariusze będą mogli wymuszać na demonstrantach rozejście się lub inne zachowanie. Ogiera będzie można przyodziewać w ochraniacze i przyłbicę chroniącą łeb przed ciosami kamieniem.
Przyjmuje się, że podczas ulicznych zadym jeden koń może zastąpić 10 funkcjonariuszy.
We wrocławskim oddziale służy 6 osób (trzech panów i 3 panie).
- Strażnik konny zaopatrzony jest w ten sam ekwipunek, co funkcjonariusz patrolujący ulicę, czyli w kajdanki, gaz obezwładniający i tonfę. Do tego dochodzą środki łączności – informuje Sławomir Chełchowski, rzecznik straży miejskiej.
Wierzchowce były starannie dobierane i posiadają odpowiednie predyspozycje np. nie mogą bać się wystrzałów lub hałasu silnika ciężarówek. Szwadron nie może poruszać się ulicą, tylko ścieżką lub chodnikiem. To z powodu zatoru, jaki powstawałby podczas powolnego przechodzenia ogierów przez skrzyżowanie. Jazda po koleinach jest niebezpieczna i grozi wypadkiem.
Konie przewozi się samochodem w wybrany rejon miasta i rozpoczyna służbę.
- Patrolujemy miejsca, gdzie często spotykają się pijacy. Chodzi o park Grabiszyński i Popowicki, tereny wodonośne na Niskich Łąkach, czy wały Odry, gdzie często myje się samochody – opowiada dowódca szwadronu.
Na ogół większość ludzi czuje respekt przed patrolem, bo boi się koni. Funkcjonariusza na rumaku łatwiej wypatrzyć, dlatego po kilku dniach pijaczkowie znikają z parku lub przenoszą się w inne miejsce.
Wrocławski oddział konny został założony w 1997 roku. Najpierw stajnie znajdowały się przy ulicy Pautscha na Biskupinie. Obecnie są na Partynicach.