Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Stan wojenny według Ducina

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
- A pan to na wojnie był i o wolność walczył? - mała dziewczynka wyrasta jak spod ziemi. - A co to jest stan wojenny? - Ducin tłumaczy, dziewczynka słucha jego słów jak bajki. - Widzisz – mówi do mnie po chwili – tu zawsze różne pokolenia opowiadały sobie prawdziwą historię.



Stan wojenny według Ducina

Pościg, pączki i gorzała na nadwagę

- Pod tym kościołem gromadziło się zawsze najwięcej ludzi, potem szliśmy na demonstracje pod zajezdnią, a później przez Grabiszyńską na bitwę z zomowcami – mówi Mieczysław Ducin Piotrowski. Stoimy pod kościołem przy Alei Pracy. - Pokaż na wieżę, cyknę ci fotę – mówię manipulując przy aparacie... - A pan to na wojnie był i o wolność walczył? - mała dziewczynka wyrasta jak spod ziemi. - A co to jest stan wojenny? - Ducin tłumaczy, dziewczynka słucha jego słów jak bajki. - Widzisz – mówi do mnie po chwili – tu zawsze różne pokolenia opowiadały sobie prawdziwą historię. - A mi opowiesz jakąś historię? – pytam Ducina z uśmiechem. - Jasne... ale wiesz, martyrologii mam po dziurki w nosie. Opowiem ci o pączkach i jak żona kazała mi walczyć z nadwagą gdy przemycałem przez granicę bibułę... Co robiłeś gdy wprowadzono stan wojenny? Siedziałem w akademiku, jak większość studentów we Wrocławiu i byłem pewien, że zaraz po nas przyjdą esbecy. 8 grudnia skończył się strajk na Uniwersytecie, ale gdy Jaruzelski wprowadził stan wojenny, to zastanawialiśmy się, czy z powrotem nie wrócić z flagami Solidarności na uczelnię. Atmosfera była niepewna, chodziliśmy więc po kościołach, po mieszkaniach i innych akademikach, żeby wiedzieć co się dzieje i co robić w tej sytuacji. No i w końcu dostaliśmy zadanie – mieliśmy określić liczebność jednostki wojskowej w Leśnicy... Liczebność jednostki...? Mieliście zamiar skakać przez mur koszar? Takie pomysły też nam przychodziły do głowy, ale oczywiście bezpośrednia akcja nie wchodziła w grę... Wyobrażasz sobie studentów szpiegujących wojskowych, którzy właśnie tłumią Solidarność (śmiech)... No więc kręciliśmy się pod tymi koszarami i kombinowaliśmy, co tu zrobić... Poszliśmy w końcu do cukierni, a tu podjeżdża duży Jelcz, wchodzi kapitan i sierżant i zamawiają... 300 pączków i 400 bułek słodkich! To już były konkretne dane! Jak w filmie szpiegowskim... Takim na miarę ówczesnych czasów – zresztą rachunki weszły nam w krew. Następnym zadaniem było liczenie łóżek szpitalnych. Rozmawialiśmy ze znajomymi lekarzami, pielęgniarkami, salowymi – z kim się dało. Chodziliśmy sami do szpitali i obserwowaliśmy co się dzieje. Gdy przybywało łóżek w salach, była to informacja, na podstawie której można było sądzić, że władza liczy się z możliwością wielu ofiar i rannych, że szykuje się coś większego. No i w końcu cię zgarnęli Tak, ale to za akcje świeczkową w marcu. Jakoś tak się zgadaliśmy i postanowiliśmy ustawić we wszystkich oknach akademika świeczki. Sto procent skuteczności! Świeczki paliły się nawet w oknach osób, o których wiedzieliśmy, że są konfidentami. Bezpieka się wściekła i zrobiła pokazową akcję – aresztowania, przesłuchania... Jako, że zawsze lubię być przygotowany na każdą ewentualność poszedłem na przesłuchanie z torbą pełną ciuchów – sweter, kalesony, skarpetki, szlafrok, ręczniki. Esbek pyta: „a po co ci taka wielka torba, przecież tylko przesłuchać cię chcemy”. Ja mówię, że przesłuchanie, przesłuchaniem, ale kto wie kiedy wyjdę? Może latem, a może zimą, więc wziąłem kilka rzeczy w razie czego. Oni wtedy szli ewidentnie na zastraszenie w stylu „jak nic nie powiesz, to cię przymkniemy” - i niestety to często działało. Jak ten oficer zobaczył, że ja na przymknięcie jestem gotowy i wyposażony, machnął ręką i kazał iść do domu... a zamknęli tego, który przyszedł bez ciuchów. Łatwo było wykiwać esbeków? Bywało różnie, ale oni w zasadzie, to nie byli zbyt rozgarnięci. Kiedyś, już po stanie wojennym, zgarnęli mnie z demonstracji. Któryś z kumpli widząc, że mnie ciągną zaczął krzyczeć w moją stronę cytując „Marszałku Piłsudski, gdzie cię biorą, znowu w ciurmu?” Na komendzie pytają potem tego tajniaka, co mnie zgarnął, czy uczestnicy demonstracji znali się, a on mówi, że oczywiście „do tego tutaj krzyczeli marszałku Piłsudski”. Ale strachu też się najadłeś przez te wszystkie lata? Kilka razy było gorąco, szczególnie wtedy, gdy przemycaliśmy bibułę przez granicę do Czechów. Przychodzę kiedyś na punkt w Karkonoszach i daję Czechowi czerwony plecak z materiałami. On mi daje taki sam czerwony plecak, tyle, że mój waży 40 kilogramów, a jego tylko 5. Wopiści głupi nie byli – idzie turysta w góry z pękatym plecakiem, wraca z pustym, coś jest na rzeczy. Więc Czesi dopełnili plecak papierosami i gorzałą, ale i tak miałem pecha. W Gierałtowie natknąłem się na mnóstwo milicji i wojska. Oficer wziął mnie na przesłuchanie i od razu do mnie „co, przemycik się robi, kontrabandę nosi?”. Ja na to, że oczywiście nie i że to wszystko kupiłem na Hali Targowej we Wrocławiu, a żona mi kazała chodzić z takimi ciężarami po górach, żebym nadwagę zgubić... Jakoś się w końcu udało, ale nieco później, mniej więcej w tym samym miejscu, było gorąco jak na rasowym filmie amerykańskim... Pościg, strzelanina? Obyło się bez strzałów, ale pościg był. Odbieraliśmy z punktu przerzutowego człowieka – Stanislawa Devaty, czeska bezpieka chciała go wykończyć, więc musiał uciekać. Punkt w górach – Kowadło - wybrali Czesi i poinformowali nas w ostatnim momencie. Od razu wiedziałem, że to nie jest najlepsze miejsce, ale nie było się już jak skontaktować. W ostatniej chwili załatwiłem przynajmniej szybki samochód – toyotę. Wzięliśmy więc człowieka, jedziemy niby na grzyby, droga prosta jak sznur, bez żadnych bocznych uliczek, a tu nagle w Stroniu Śląskim drogę zajeżdża nam duży fiat, jakiś sierżant na nas macha, żeby stanąć... Marian, nasz kierowca, długo nie myślał, zawinął toyotą, wyminął fiata i gaz do dechy ile fabryka dała po jakiś krętych i wąskich uliczkach! Ale to nie koniec – kilka kilometrów dalej jadą na nas dwa gaziki... minęliśmy je na pełnej prędkości, na szczęście gaziki to gruchoty, więc nie doszły nas. Dojechaliśmy do Lądka i tak sobie myślimy, że będzie straszna chryja. No to co – do lasu! Wpadliśmy w boczną dróżkę wprost na jakąś wycieczkę, tym razem prawdziwych grzybiarzy. My w strachu, oni też, ale jedziemy dalej. W końcu wysiadłem z Devatym w lesie i mówię „czekamy tutaj, a ty Marian jedź i zadekuj gdzieś auto, a potem poślij po nas”. Wyobrażasz sobie pięć godzin nerwowego milczenia, gryzienia palców w stresie? No ale znów mieliśmy szczęście – przyjechali po nas koledzy i jakoś się wydostaliśmy. Ciekawe miałeś życie w latach 80-tych... Bo czasy były ciekawe i wymuszały pewne zachowania... Nie zapomnę jak na to wszystko dziwiła się po latach dziennikarka brytyjska robiąca z działaczami Solidarności wywiady. Pamiętam jak przez kilka godzin mówiłem jej o przerzutach, kursach przez granicę, tłumaczyłem jakie były czasy, a ona na koniec mówi „no dobrze, ale po co było komplikować sobie życie, nie mogliście tej całej bibuły wysłać do Czechów pocztą?” (śmiech). Wyobrażasz sobie, pocztą? A my takie podchody wymyślaliśmy... Chodzisz jeszcze w góry? Jasne, ale teraz noszę już lżejsze plecaki. Dziękuję za rozmowę. Mieczysław Ducin Piotrowski był jednym z założycieli Solidarności Polsko – Czechosłowackiej, która działała od października 1981 roku. Ich celem była wymiana informacji o inicjatywach demokratycznych w Polsce i Czechosłowacji, represjach stosowanych przez komunistów wobec działaczy tych inicjatyw.

Robert Włodarek



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Sobota 20 kwietnia 2024
Imieniny
Agnieszki, Amalii, Czecha

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl