Dziś mało kto zna jego biografie i twórczość, w znacznej mierze poświęconą sprawom Polski i Polaków. A to przecież postać wyjątkowa! W XIX wieku był jednym z najbardziej poczytnych pisarzy w Niemczech. Nazywał siebie Wagabundą, bo niemal całe życie był w podróży. Jednak w każdym miejscu, w którym przyszło mu mieszkać: w Berlinie, Dreźnie, Rydze czy Gratzu, pielęgnował pamięć o swoich rodzinnych stronach. Szczególnie tęsknił do ukochanych Obornik Śląskich, w których się wychowywał. Dlatego już jako uznany i sławny twórca postanowił powrócić do miasta, w którym w 1798 przyszedł na świat. Po ponad 60 latach na nowo został wrocławianinem. Zamieszkał wtedy w hotelu „Pod Trzema Górami” przy dzisiejszej ulicy Rzeźniczej, a następnie – do końca życia - w klasztorze bonifratrów. Przez ostatnie spędzone we Wrocławiu 15 lat cieszył się ogromnym szacunkiem i popularnością. Jego 80 urodziny hucznie obchodziło całe miasto. Gdy zmarł na jego pogrzeb przyszły tłumy wrocławian, a szkoły ogłosiły ten dzień wolnym od nauki, by młodzież mogła pożegnać ukochanego poetę. Karla Holteia miłośnicy teatru zapamiętali głównie jako twórcę wodewili – lekkich, zabawnych utworów scenicznych. Był też dramaturgiem, aktorem i doskonałym recytatorem. Podobno jego deklamacje utworów Shakespeare’a nie miały sobie równych. Napisał także jeden z pierwszych niemieckich kryminałów. Liczne talenty Holteia szczególnie przysłużyły się Polsce. Był prawdziwym polonofilem. Żywo interesował się historią naszego kraju i swoją najcenniejszą bronią – słowem walczył o jego niepodległość. W domu Wolfganga Goethego poznał Adama Mickiewicza. Był pod ogromnym wrażeniem największego polskiego poety. W swoich wspomnieniach autora „Pana Tadeusza” przedstawiał jako najprawdziwszego geniusza, osobowość o niezwyczajnej erudycji i charyzmie. Podobnymi uczuciami darzył skrzypka Karola Lipińskiego, poetę Antoniego Odyńca czy Tadeusza Kościuszkę. Temu ostatniemu poświęcił dramat pt. „Stary wódz”, w którym postacią tytułową uczynił właśnie Tadeusza Kościuszkę. Finałowa scena tego dramatu zawsze wywierała na publiczności wielkie wrażenie. W Berlinie, Lipsku i Dreźnie widzowie zrywali się z foteli, by wznosić okrzyki na cześć Polski. Bywało, że wychodzący z teatru tłum formował się w pochód, skandujący hasła żądające wolności dla bohaterskiego narodu. Tym większa strata, że tak słabo kojarzymy postać Karla von Holteia z naszą historią. Jego grób z wrocławskiego cmentarza św. Bernardyna usunięto w 1970 roku, wcześniej zniknęło też popiersie ze Wzgórza Polskiego. W 1946 roku pamiątki po poecie opuściły Dolny Śląsk, cztery lata były ukryte w londyńskim schronie, a następnie trafiły do Niemiec. A wrocławianie? Przez długie lata nic nie wiedzieli o wybitnym mieszkańcu swojego miasta. Na szczęście dziś jest inaczej. W Pałacu Królewskim można zobaczyć pamiątki po Karlu Holteiu, a w najbliższą środę (24.03.2010) w Ratuszu rozpocznie się trzydniowa sesja poświęcona temu „wielkiemu polonofilowi”.
Wrocław
Przyjaciel Polaków
2010-03-17, 00:00
autor: Maciej Łagiewski Dyrektor Muzeum Miejskiego Wrocła
W okresie, w którym Polski nie było na mapie, ważną rolę odgrywali ci, którzy przypominali o jej historii, bohaterach i prawie do niepodległości. Jedną z takich postaci był wrocławianin, rówieśnik Adama Mickiewicza – Karl von Holtei.
Maciej Łagiewski Dyrektor Muzeum Miejskiego Wrocła