„Wilhelmshafen” serwował najlepsze i największe we Wrocławiu golonki. "Wappenhofa" wszyscy znali z przedstawień teatralnych uważanych za "największe rodzinne varietes na wschodzie Niemiec". „Oderschlösschen” proponował za to degustację piwa z własnego browaru. Każdy z wrocławskich przybytków tego typu próbował przyciągnąć klientów ciekawą ofertą gastronomiczną lub rozrywkową. Szczytowy okres ich popularności przypada na przełom XIX i XX wieku. Zmęczeni zgiełkiem dużego miasta mieszkańcy kamienic zaczęli szukać wytchnienia na terenie przedmieść i terenów podmiejskich. Przedsiębiorcy szybko wyczuli koniunkturę i jak grzyby po deszczu wyrastały prywatne przedsiębiorstwa rozrywkowo-rekreacyjne, czyli etablissementy. Najpopularniejsze z nich leżały nad Odrą i zajmowały czasem ogromna powierzchnię, nawet kilka hektarów. Rekordzistą był „Ogród Ludowy”, przy dzisiejszej ulicy Nowowiejskiej, który zajmował aż 5 ha, a staw w nim był tak duży, że pływały po nim gondole. Inne etablissementy nie pozostawały w tyle. Obowiązkowo musiały znaleźć się w nich lokale gastronomiczne: restauracje, cukiernie, bufety usytuowane w ogrodach. Dla miłośników sztuki przygotowywano sale teatralne i muzyczne. Rozrywkę zapewniały sale taneczne, hipodromy, karuzele i zjeżdżalnie. Także miłośnicy sportu nie mogli czuć się pominięcie. Strzelnice, kręgielnie, a tam gdzie to było możliwe również przystanie dla łódek i gondoli gwarantowały odpowiednią dawkę sportowych emocji. Nic dziwnego, że wrocławianie chętnie spędzali w nich czas wolny. Przebywano w nich nawet cały dzień, w trakcie którego jedzono, podziwiano przedstawienia, uczestniczono w grach towarzyskich lub wypoczywano na łonie natury. Niektórzy woleli te małe i kameralne, inni te gdzie jednocześnie do stołów zasiadało kilkaset osób. Oferta też była zróżnicowana. Były, więc i lokale bardzo wytworne i bardzo drogie, ale były też te skromniejsze o rodzinnym charakterze. Zazdrościli nam ich nawet warszawiacy. Niemal 200 lat temu pewien warszawski dziennikarz napisał: „Skończy głowa rodziny swoje zajęcia, to bierze żonę, dzieciarnię i idą na promenadę lub do ogrodu na koncert. Siądą przy stoliku, coś wypiją, coś zjedzą, pogadają ze znajomymi. (...) gdy natomiast u nas, kto ma szczupłe dochody, siedzi w domu, poziewa i tylko kiedy niekiedy pójdzie do Saskiego Ogrodu, bo tam trzeba się pokazać wytwornie ubranym". Niestety „ogrodowe centra rozrywki” nie przetrwały do naszych czasów. Dziś możemy jedynie podziwiać pozostałości kilku z nich, m.in. przy ulicach Rakowieckiej, Rzeźbiarskiej, Bartoszowickiej i Parkowej. Nie można już w nich zjeść obiadu ani pograć w kręgle, ale trasa wrocławskich etablissementów to nieustannie dobry pomysł na majowy spacer.
Wrocław
Maj w ogrodach
2010-04-28, 00:00
autor: Maciej Łagiewski Dyrektor Muzeum Miejskiego Wrocła
Dawni wrocławianie nie wyobrażali sobie bez odwiedzin w etablissementach majowego weekendu. Nietrudno było skusić mieszczuchów na pyszne jedzenie i kufel zimnego piwa nad Odrą. Wrocław słynną ze swoich restauracji-ogrodów, istniało ich w mieście aż 80!
Maciej Łagiewski Dyrektor Muzeum Miejskiego Wrocła