- Najwięcej pomocy otrzymaliśmy od księdza proboszcza i rady osiedla – powiedziała nam radna, mieszkająca na końcu ul. Kamieńskiego. – Już w piątek otrzymaliśmy wodę z parafii, potem dostawy z rady osiedla, a potem znowu ksiądz proboszcz zorganizował zbiórkę. Raz pojawili się tutaj strażacy i kazali nam wał z worków i folii rozebrać, bo przecież tutaj nie będzie wody. W piątek natomiast podeszła ona na 50 cm od usypanego przez nas wału, a to jeszcze nie była fala kulminacyjna na Widawie. W sobotę w nocy z kolei przyjechali do nas strażnicy miejscy i przywieźli.... 8 półtoralitrowych butelek mineralnej. Ani jednej kromki chleba, ani nawet zupki chińskiej. Na szczęście tutaj sąsiedzi są dobrze zorganizowani. Panie przygotowały pracującym na wałach grochówkę. Jak była potrzebna w nocy pomoc, to zadzwoniliśmy do Centrum Zarządzania Kryzysowego, to powiedzieli nam, że Widawa jest drugorzędna. Na szczęście wystarczyło się przejechać przez Kamieńskiego z włączonym klaksonem, a zaraz pojawiali się nowi ochotnicy. Jestem dumna, że mieszkam na tej ulicy.
O godz. 21 w niedzielę woda podeszła już pod wał usypany przez mieszkańców na Kamieńskiego. Sprawdził się czarny scenariusz. Ul. Redycka jest już zamknięta dla ruchu. Na szczęście "pospolite ruszenie" stara się opanować sytuację na miejscu i wciąż pyta: gdzie są służby. Worki z piaskiem przewożone są prywatnymi samochodami. Ze studzienek woda zaczyna zalewać partie ulicy za wałem.