W drodze na rynek Psiego Pola mijamy most. Widać z niego niewielki przepust, jaki został między poziomem wody a wiaduktem kolejowym. Pociągi jeszcze jeżdżą, jednak nie wiadomo jak długo. Z drugiej strony z kolei jeśli ktoś się uważnie przyjrzy, może pod wodą zobaczyć pod wodą pierwszy wał obrony przed Widawą. Niestety nie powstrzymał żywiołu.
Jadąc dalej zjeżdżamy w stronę starego Psiego Pola. Tam przy rozgałęzieniu stoi kilka domów. Na podwórku pierwszego z nich była już woda. Podchodziła pod schody na ganek.
Na końcu udaliśmy się na ul. Zielną, o którą trwał bój w nocy z soboty na niedzielę. Różnica poziomów pomiędzy wodą a osiedlem wynosi 70 cm. To jak na wrocławskie standardy dość dużo. Przy rozlewisku spotykamy przechodniów, którzy z uwagę obserwują poziom wody.
- Wyraźnie spadł od soboty – powiedziała kobieta, która wyprowadziła swojego psa na spacer.
- To normalne, że tutaj wylewa – poinformował nas pan Ryszard, były strażak z Wierzbowej. – Dlatego tutaj Niemcy nic nie budowali. To naturalne rozlewisko Widawy. Czasami dawniej woda rozlewała się tutaj podczas jesiennych deszczów i już zostawała. Wtedy w zimie było tutaj najwspanialsze lodowisko, jakie dzieciaki mogą sobie wyobrazić. Podczas wiosennych roztopów pływało się z kolei na krze. Teraz niestety tego nie można robić, gdyż Widawa została uregulowana, co niestety spowodowało spłycenie jej koryta. Niemcy specjalnie zostawiali tam dalej wielkie belki, aby piasek z brzegów nie był wypłukiwany. Kiedy przyszedłem tutaj w sobotę wieczorem, ochotnicy źle sypali wały. W poprzek, tam koło płotu. To miejsce było jednak nie do obrony, gdyż rzeka podeszła ich od tyłu. Zarządziłem więc, by obrona toczyła się u szczytu ulicy. Pokazałem również jak prawidłowo należy wiązać worki – napełnia się je do połowy, ale wiąże u szczytu, tak by były bardziej plastyczne. Jeśli nie będzie padać, wytrzymamy.