- Kiedy w piątek w nocy usłyszałem, że wielka woda nadchodzi do Wrocławia i za chwile wały mogą się przerwać, nie mogłem stać bezczynnie- przyznaje Ryszard. – Prace nie były skoordynowane, więc chciałem pomóc. – dodaje.
W sobotę w studenci dostali zgodę na utworzenie sztabu. Dwie darmowe taksówki krążyły między Wzgórzem Andersa, a wałami. Przez całą sobotę wolontariusze jeździli w miejsca, gdzie byli potrzebni. W niedzielę postanowili organizować prowiant i wodę. Co chwila w radiu można było usłyszeć: „Jeśli ktoś chce pomóc powodzianom, strażakom, policji, wojsku i tym, którzy pracują przy budowie wałów niech zgłosi się pod Wzgórze Andersa”. Wtedy w sztabie pracowało już ponad 130 osób.
Rysiu i jego koledzy zbierali chętnych. Później rozdzielali pracę. Ludzie przywozili im pieczywo, studentki robiły kanapki, studenci rozwozili je w miejsca, gdzie były potrzebne, głównie na Kozanów. Wrocławianie przywozili również piasek, worki, koce, latarki i inne potrzebne w tym czasie rzeczy.
- Później przyjechała pani z MOPS- u. Daliśmy jej koce, latarki, namioty, wszystko to, co ludzie nam przynieśli. – opowiada organizator Rysiek.
W poniedziałek, już nie ingerował w te sprawy. Dzisiaj jedynie dziękuje ludziom, którzy mu pomagali.
- Dziękuję firmie Mamut i EPI za pieczywo, mieszkańcom, za pomoc i integracje. Z naszego czteroosobowego sztabu zrobił się sztab ponad stuosobowy. Za to wszystkim dziękuję. Ludzie nie pytali. Po prostu pomagali. – przyznaje.
Na pytanie dlaczego tak postąpił, nie potrafił odpowiedzieć konkretnie.
- Nie wiem. Tak trzeba. Chciałbym takim zachowaniem zarazić innym. Taką świadomością bycia w potrzebie. Gdyby powódź mnie osobiście dotknęła, chciałbym, żeby ktoś mi pomógł. Tyle. Miasto Wrocław zobowiązuje. Tylko tu studiuję, ale poczuwam się do odpowiedzialności za działanie w obronie miasta i jego mieszkańców.- dodaje na koniec.