Jednak remont budynku ruszył dopiero teraz i nie wiadomo, do kiedy potrwa. Wybuch nastąpił 1 listopada 2005 roku wieczorem. Potężna detonacja uszkodziła ściany nośne i klatkę schodową. Jedno z okien balkonowych wylądowało 40 metrów dalej w ogródku.
– To bomba! Gaz spowodowałby pożar – krzyczeli przerażeni lokatorzy w pośpiechu opuszczając budynek.
Na miejsce wezwano pogotowie, straż pożarną i policyjnych pirotechników, którzy podejrzewali eksplozję materiałów wybuchowych.
Z mieszkania, gdzie nastąpił wybuch wyszedł obsypany tynkiem student oznajmiając, że na pewno eksplodował gaz. Policja ustaliła, że to on odkręcił kurki kuchenki gazowej, a detonację prawdopodobnie spowodowała iskra z telefonu stacjonarnego, który w tym czasie zadzwonił. Studentowi nic się nie stało, podczas śledztwa okazało się, że nie była to jego pierwsza próba samobójcza. Żak z wypadku wyszedł bez szwanku, lokal wynajmował od właściciela, który do tej pory przebywa za granicą.
Fot. WFP
Ewakuacja ze szczoteczką
Ustalono, że budynek jest poważnie uszkodzony i nie można w nim mieszkać. - Kazano nam zabrać z domu najpotrzebniejsze rzeczy, ale w szoku trudno określić, jakie to rzeczy. Jedna z sąsiadek zabrała szczoteczkę do zębów, ktoś inny bezskutecznie poszukiwał swojego kota – relacjonowała jedna z mieszkanek.
Część lokatorów znalazła schronienie u znajomych i rodziny, inni zamieszkali w wynajętych stancjach.
- Zabezpieczyliśmy stemplami strop i zlecieliśmy ekspertyzy budowlane, które pozwoliły określić stan budynku. Zakręcono wodę, aby w czasie mrozów woda nie rozsadziła rur – tłumaczył Mirosław Gawędzki, zarządca budynku.
Sąsiadka chce obniżki czynszu
Wybuch spowodował również szkody u sąsiadów m.in. uszkodził meble, sprzęt RTV i zbił tynk ze ścian. - Przez zerwany tynk i niską temperaturę zimą nie da się mieszkać w pokoju, ściany są niedocieplone. Od roku staram się o zmniejszenie czynszu. Wysłałam pismo do biura obsługi klienta przy ulicy Wrocławczyka, ale do dziś nie otrzymałam konkretnej odpowiedzi – mówi Teresa Jaroszek, której pokój sąsiaduje z uszkodzonym domem.
Fot. WFP
Po dwóch latach od tragedii dopiero miesiąc temu ruszył remont domu. Robotnicy wzmocnili stropy i zabezpieczyli teren budowy.
- Były problemy z uzyskaniem ubezpieczenia, różnie wyglądała sytuacja prawna lokatorów, a każdą sprawę musieliśmy prowadzić odrębnie. Pozwolenie na budowę otrzymaliśmy dopiero po uprawomocnieniu się różnych decyzji – tłumaczy Mirosław Gawędzki.
Nie wiadomo, kiedy lokatorzy będą mogli wrócić do swoich mieszkań. Od robotników dowiedzieliśmy się, że jest sporo do zrobienia i na pewno mieszkańcy nie wprowadzą się do końca tego roku.