Zmarły montował instalację sanitarną na budowie domów wielorodzinnych przy ul. Zatoroskiej. Bezpośredni nadzór nad jego pracą sprawowali oskarżeni: Tomasz Ch. - dyrektor projektu, Marcin D - inżynier budowy, Piotr K. i Witold M. - kierownicy budowy. Do obowiązków ostatniego należało m.in. pilnowanie, aby pracownicy stosowali się podczas pracy do zaleceń BHP. Zadaniem kierowników budowy jest również zabezpieczanie miejsc, które mogą stanowić zagrożenie, w tym otworów szybu windy.
29 lipca zmarły rozpoczął pracę koło godz. 8.00. Z innymi pracownikami budowy montował grzejniki na pierwszym piętrze jednego z budynków. - Około godz. 11.00 towarzyszący mu współpracownik udał się na trzecie piętro celem spisania brakujących grzejników, natomiast Ryszard B. miał zejść na parter i znieść narzędzia - o przebiegu wydarzeń poinformowała Małgorzata Klaus, rzecznik prasowy prokuratury okręgowej we Wrocławiu. - W tym też czasie w budynku przebywali również Tomasz Ch. i Witold M. Omawiając zakres kolejnych robót usłyszeli trzask – huk upadających desek. Witold M. zbiegł na dół sprawdzić co się stało i zauważył leżącego na dnie szybu windy Ryszarda B., który był przytomny, lecz skarżył się na ból w klatce piersiowej. Po przewiezieniu do szpital Ryszard B. zmarł.
Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci były wielonarządowe obrażenia, które powstały po upadku z wysokości.
Zdaniem biegłego z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy, powołanego podczas śledztwa, szyb windy nie był albo w ogóle zabezpieczony albo zabezpieczenie nie było prawidłowe. Istnieje możliwość, że deski zabezpieczające były nieodpowiednio przymocowane do ściany. Mogły również nie posiadać odpowiedniej wytrzymałości. Każdy z tych przypadków oznacza naruszenie przepisów BHP.
Osobami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo i higienę pracy na tej budowie byli Piotr K. i Marcin D. Natomiast bezpośredni nadzór nad pracownikiem pełnili Tomasz Ch. i Witold M., którzy również powinni podjąć natychmiastowe działania w celu zabezpieczenia miejsc niebezpiecznych.
Wszyscy podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzucanego im czynu. Żaden z nich nie czuje się odpowiedzialny za warunki bezpieczeństwa i higieny pracy. Grozi im kara do pięciu lat pozbawienia wolności.