Choć wygrał wtedy cały turniej, to wydarzenia z 21 czerwca 1851 roku, jakie miały miejsce w londyńskiej restauracji Simpson's-in-the-Strand przeszły potem do historii jako „Nieśmiertelna partia”. Do dziś uważana jest ona za jedną z najsłynniejszych partii szachów w historii tej gry. Naprzeciwko siebie usiedli wtedy profesor gimnazjalny z Wrocławia, Adolf Anderssen i bywalec słynnej, paryskiej kawiarni szachowej Café de la Régence, Lionel Kieseritzky. Wrocławianin był już znaną postacią w szachowym świecie, wygrał wcześniej kilka pojedynków, był też redaktorem magazynu „Schachzeitung”. Kariera Kieseritzkego była mniej imponująca, na życie zarabiał udzielając lekcji gry w szachy i grając za pieniądze. Nie znaczy to, że był niegodnym Anderssena przeciwnikiem. Wręcz przeciwnie, uważano go wtedy za najsilniejszego francuskiego szachistę swoich czasów. Panowie usiedli do gry w przerwie turnieju, to miała być towarzyska partia szachów, ale ci, którzy ją obserwowali szybko o tym zapomnieli, podobnie jak sami grający. Obaj wykonywali wiele bardzo ryzykownych ruchów, w tym gwałtowne ataki i kontrataki. Po zwycięstwie Adolf Anderssen został ogłoszony nieoficjalnym mistrzem świata. A pomyśleć, że wcale nie chciał jechać na turniej do Londynu. Organizatorom wytłumaczył, że go na to nie stać. Ale takiej osobowości nie mogło na nim zabraknąć. Zadeklarowano mu zwrot kosztów podróży, w przypadku gdyby nie zdobył nagrody na turnieju. To był decydujący argument. Sam darczyńca zapewne później żałował swojej hojności. Wrocławianin nie zważając na szczodre gesty pokonał anglika Howarda Stauntpna. Tego samego, który tak zabiegał o jego przyjazd na turniej i zadeklarował pokrycie kosztów podróży. Od tej pory Adolf Anderssen był niepokonany. W następnym roku rozegrał kolejna legendarna partię: „wiecznozieloną w wieńcu laurowym Anderssena”. Pokonał wtedy autora książek szachowych, Jean Dufresne, a partia znana jest dziś pod nazwą „wieczniezielona”. Jego panowanie na szachowej arenie trwałoby pewnie nadal, ale w 1858 do Europy przybył Paul Morphy. Genialny Amerykanin szybko rozgromił europejskich szachistów, ale czekał na mistrza. Adolf Anderssen postanowił podnieść rękawicę i w grudniu 1858 roku przybył na wielki pojedynek o nieoficjalny tytuł mistrza świata do Paryża. Walka składała się z dwóch meczy i oba wygrał … Morphy. Niemiecki mistrz umiał godnie przegrywać i uznał publicznie Morphy'ego za najsilniejszego szachistę świata. Ale porażka musiał go zaboleć, bo długo pozostawał w cieniu, by ponownie wkroczyć na szczyt trzy lata po przegranej z Amerykaninem. Od tamtego czasu brał udział w turniejach i wygrywał kolejne partie. Wycofał się dopiero na dwa lata prze śmiercią. Zmarł po ciężkiej chorobie we Wrocławiu 13 marca 1879 roku. Miejsce jego pochówku oraz nagrobek zachowały się, po wojnie zostały przeniesione z nieistniejącego już cmentarza reformowanym na dzisiejszej ulicy Ślężnej do alei zasłużonych na Cmentarz Osobowicki.