Z jednej strony marsz wyzwolenia konopi denerwował: zakorkowane miasto, policja zajęta obstawianiem manifestacji, a i temat legalizacji miękkich narkotyków do łatwych nie należy. Z drugiej jednak strony prawo zgromadzania się stanowi wolność konstytucyjną. Od niej oczywiście są wyjątki np. jeśli chodzi o manifestacje profaszystowskie. Marsz Wyzwolenia Konopi do takich się nie zalicza.
- W piątek złożyliśmy wniosek o pozwolenie na przemarsz, w sobotę był marsz, podczas którego zostałem zatrzymany przez policję - powiedział Paweł Leśniański, jeden z organizatorów. - Funkcjonariusze postawili mi zarzut utrudniania ruchu pojazdów. Wtedy jednak przebywałbym na komisariacie tylko kilka godzin. Okazało się, że dołożono mi również zarzut naruszenia nietykalności cielesnej policjanta przy zatrzymaniu. Miałem go kilkakrotnie kopnąć. Nie zrobiłem tego. Policjanci wyciągnęli mnie z tłumu, trzymali mnie pod ramiona, a ostatnie trzy metry do radiowozu przeszedłem o własnych siłach. Nie szarpałem się ani nikogo nie kopałem. Może niechcący potrąciłem. Poza tym funkcjonariusz nie miał ani śladu. Przez ten zarzut zostałem przetrzymany w areszcie 48 godz. Wyszedłem o 13.00 w poniedziałek, a do 13.30 mieliśmy czas, by złożyć odwołanie w sprawie odmowy na sobotni przemarsz. Po prostu fizycznie nie zdążyliśmy tego zrobić. Ta sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
Teraz organizatorzy marszu skupią się na zbieraniu podpisów sympatyków legalizacji konopi. Chcą również nawiązać dialog z miastem. - Jeżeli władze miasta naszą propozycję odrzucą i nie zgodzą się na Cannabis Club nie podając sensownych argumentów, wyjdziemy znów na ulice - kontynuuje Paweł Leśniański.
Video dzięki uprzejmości internauty jahrostuff. Zatrzymania zaczynają się w trzeciej minucie filmu.