O warkoczu w środowisku medyków sądowych krążą legendy. Pochodzi on z lat 60. i nie każdy dziś pamięta jego historię. Niektórzy biegli opowiadają, że na warkoczu powiesił się morderca, który splótł go z włosów swoich ofiar. Inni biegli mówią o dewiancie seksualnym, który obcinał dzieciom loki w tramwajach. Kiedy warkocz miał dwa metry zboczeniec powiesił się na nim. O szczegółach śledztwa milicja i prokuratura nie informowała mediów, bo sprawę uznano za zbyt drastyczną.
- Warkocz oraz inne pętle wisielcze pokazuje się wyłącznie studentom, aby poznawali techniki kryminalistyki. Muzeum jest zamkniętą placówką, która służy wyłącznie do celów dydaktycznych – informuje dr Jerzy Kawecki, biegły z wrocławskiego Zakładu Medycyny Sądowej.
Technika wykonania pętli wisielczych była tematem wielu badań i rozpraw naukowych. W muzeum jest ich kilkanaście. Wśród nich obroża, na której znaleziono powieszonego mężczyznę. Mieszkańcy wrocławskiego osiedla, na którym znaleziono wisielca byli w szoku. Przez kilka tygodni nie wypuszczali dzieci na podwórko, gdzie znaleziono zwłoki.
- Mężczyzna powiesił się na jednym z placów zabaw w centrum miasta. Na początku było podejrzenie, że to morderstwo, jednak ostateczne wyniki badań potwierdziły samobójstwo – mówi dr Jakub Trnka, biegły sądowy.
Oprócz pętli w muzeum znajduje się broń używana podczas napadów oraz noże, bagnety i szpikulce, którymi zadano śmiertelne rany. Są też przestrzelone czaszki i fragmenty szkieletów, na których uczą się studenci.
- Jestem w muzeum po raz pierwszy i trzeba przyznać eksponaty robią wrażenie. W Zakładzie Medycyny Sądowej mamy zajęcia z fakultetu wykorzystywania technik kryminalistycznych – mówi Magda Szymczak, studentka II roku analityki medycznej Wydziału Farmacji Akademii Medycznej we Wrocławiu.