Strażnicy miejscy wpadli na ich trop po tym, jak znaleźli ulotki wprost informujące, gdzie można je kupić. Pod wskazanym adresem znajdował się lombard, którego ekspedientka bez ogródek przyznała, że sprzedaje dopalacze z polecenia szefa. Ochoczo pokazała cały ich worek.
Na miejscu sprawą zajęli się policjanci, a środki psychoaktywne zostały zabezpieczone przez pracowników sanepidu – informuje mówi Sławomir Chełchowski, rzecznik wrocławskiej straży miejskiej – Ulotka wskazywała też kilka innych punktów sprzedaży dopalaczy.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że właściciel lombardu był także właścicielem sklepu z dopalaczami i po wprowadzeniu zakazu próbował znaleźć inny sposób na ich rozpowszechnianie. Na miejscu pojawił się z adwokatem. Na jego korzyść działa fakt, iż sprzedaż dopalaczy nie była główną działalnością punktu, którym zarządza.