We wtorek, 26 października, 29-letni mieszkaniec Bytomia zgłosił dyżurnemu KMP podłożenie bomby na dworcu PKS we Wrocławiu. Został zatrzymany na jego terenie po tym, jak gapie obserwujący akcję policyjną zwrócili uwagę na jego dziwne zachowanie. Jak tłumaczył, chciał zobaczyć, jak działa tutejsza policja. I… zobaczył.
W 2009 roku na terenie województwa dolnośląskiego miały miejsce 34 alarmy bombowe, z czego 12 w powiecie wrocławskim. W tym roku, do tej pory, na Dolnym Śląsku doszło już do 29 alarmów, w tym również do 12 we Wrocławiu i okolicach.
Anonimowi „podkładacze” wirtualnych bomb… Kim są i co chcą osiągnąć? Co czują, gdy dzwonią na policję ze zgłoszeniem o podłożeniu bomby w miejscu publicznym? Co im to daje? Słodki smak zemsty, poczucie odzyskanego wpływu na bieg wydarzeń czy respekt w środowisku?
Korzenie w domu
Joanna Bilińska z Gabinetu Psychoterapii „Psyche” mówi, że motywy takiego postępowania mogą być bardzo różne, wręcz indywidualne:
- Znam przypadek nastolatka, który miał w zwyczaju często dzwonić do swojej szkoły z wiadomością, że podłożył w niej bombę. Tłumaczył, że robił to w ramach kawału - im większa była potencjalna kara, tym większy respekt budził wśród kolegów. W toku terapii okazało się jednak, że w jego wychowaniu mocno brakowało ojca. Często nie było go w domu, a chłopcem zajmowała się głównie mama. Testowanie wytrzymałości szkolnych władz i granie im na nosie można rozumieć jako próbę przywrócenia do swojego życia ojcowskiego autorytetu i sprawdzenia granic własnej bezkarności.
Nie tylko wrocławianie
W ostatnich tygodniach mieliśmy we Wrocławiu dwa fałszywe alarmy bombowe - w Sądzie Okręgowym i na Uniwersytecie Przyrodniczym. Do tej pory ustalony został sprawca pierwszego, wrześniowego alarmu w sądzie. Kilka dni temu w Trzebnicy 13-latek powiadomił policję o bombie w szkole, do której chodzi. Ewakuowanych zostało 430 uczniów i pracowników placówki. Teraz zajmie się nim sąd dla nieletnich. Na początku września w Jeleniej Górze nietrzeźwy 51-latek zadzwonił na numer alarmowy pogotowia ratunkowego i przekazał informację o podłożeniu czterech bomb, które wybuchną w ciągu 22 godzin. Nie podał jednak żadnej lokalizacji. Na następny dzień został zatrzymany. W marcu tego roku z budynku Galerii Dominikańskiej i przyległych ulic ewakuowano kilkaset osób po tym, jak żartowniś powiadomił zarządcę obiektu o podłożeniu bomby. Okazało się, że był to 43-letni mieszkaniec Wielkopolski.
- Nasze działania operacyjne dają nam 100-procentową wykrywalność autorów fałszywych alarmów bombowych. Do tej pory nie mieliśmy zgłoszenia o podłożeniu bomby, które okazało się prawdziwe, jednak żadnego z takich telefonów nie można bagatelizować. Za każdym razem natychmiast reagujemy ewakuacją osób przebywających w zagrożonym rejonie, zaangażowaniem grup minersko-pirotechnicznych oraz mobilizacją służb ratowniczych – mówi asp. Paweł Petrykowski, rzecznik prasowy dolnośląskiej policji. Drugim torem działań policyjnych jest ustalanie sprawcy.
Drogi żart
Z informacji udzielonych nam przez Komendę Wojewódzką Policji wynika, że nie ma określonego typu „podkładacza” nieistniejących bomb. Częściej od kobiet dzwonią mężczyźni, a wiek dzwoniących waha się od kilkunastu do ponad 60 lat. Zazwyczaj autorem zgłoszenia jest pomysłodawca „żartu”, czasem osoba przez niego namówiona. Nie zdarzyło się jeszcze, by ta sama osoba zgłosiła dwa alarmy bombowe.
Jak tłumaczy asp. Paweł Petrykowski, często jest to po prostu kawał, którego autorami są zazwyczaj młodzi ludzie. Czasem jest to ich sposób na zaistnienie w grupie, wzbudzenie podziwu lub zainteresowania otoczenia. Drugą grupą są osoby trochę starsze, które alarmem bombowym chcą odegrać się na konkretnym środowisku (np. na zakładzie opieki społecznej) bądź odroczyć sprawę w sądzie lub sprawdzian w szkole. Trzecią typową przyczyną fałszywych zgłoszeń o podłożeniu bomby jest spożyty przez informatora alkohol.
- Kary są różne w zależności od kwalifikacji czynu: zazwyczaj od 3 do 8 lat pozbawienia wolności. Oprócz odpowiedzialności karnej sąd może orzec także pokrycie kosztów akcji poszczególnych służb. Ich wysokość zależy od jej rozmiarów – mówi asp. Paweł Petrykowski.