Zacznijmy, więc od takiej zagadki – co ma wspólnego ulica Traugutta z Francją i wawelskimi arrasami? Długo przed tym zanim krakowski Wawel wzbogacił się o słynne tkane obrazy, wrocławianie już je doskonale znali, a nawet wytwarzali. No, może nie do końca wrocławianie, bo w XIII wieku tereny dzisiejszego Przedmieścia Oławskiego znajdowały się poza murami miasta. I właśnie tu, gdzie dzisiaj zaczyna się ulica Traugutta swoją osadę założyli tkacze sprowadzeni przez księcia Bolesława Wysokiego z Arras we Francji.
Skąd to wiemy? Mówi nam o tym ”Księga Henrykowska” spisana w opactwie cysterskim w Henrykowie. Średniowiecznym Francuzom musiało się podobać w tej okolicy: lasy, łąki, tuż obok rzeka, a za murem duże miasto gwarantujące zbyt tkanin. Tak ulica wyglądała w wiekach średnich i jeszcze długo później. Wszystko zmieniło wyburzenie murów miejskich i budowa kolei. Wielkie czynszowe kamienice wyrastały jak przysłowiowe grzyby po deszczu i ukrywały w swych podwórkach składy towarowe oraz małe zakłady przemysłowe. Oczywiście nie mogło zabraknąć takich, które produkowały alkohole. Jeden nawet ocalał do naszych czasów. To dawna wytwórnia wódek i słynnych likierów Karla Schirdewana, dziś schowana w podwórku jego kamienicy pod numerem 102 – 104. Obecnie uroczy budynek fabryki powoli niszczeje, ale akcesoria reklamowe, butelki i korki z wytwórni likierów Schirdewana to prawdziwy kolekcjonerski rarytas.
Gdy zakłady przemysłowe pracowały pełną parą ulica nosiła już nazwę Klosterstrasse, czyli Klasztorna od stojącego przy niej klasztoru Bonifratrów. Ziołowe wyroby z ich apteki dziś są znane w całej Polsce, ale wojenna historia klasztoru już nie. Hugo Hartung wspominając oblężenie Wrocławia przytacza opis konspiracyjnego lazaretu, który Bonifratrzy zorganizowali w krypcie klasztoru. Po co, skoro działał oficjalny szpital? Działał, ale tylko dla Niemców, a do podziemnego szpitala przyjmowano radzieckich jeńców i amerykańskich lotników. Oczywiście władze oblężonego miasta nie mogły o tym wiedzieć. Kolejną tajemnicę, w postaci kciuka Aleksandra Fredry kryje kościół św. Maurycego. Co prawda hrabia Fredro został pochowany koło Lwowa, ale jego jeden kciuk we Wrocławiu. Taką specyficzną pamiątkę ze Lwowa przywiózł prof. Bogdan Zakrzewski i w 1989 roku wspólnie z proboszczem kościoła wmurował w jedną ze ścian świątyni.
Po II wojnie świtowej ulica miała bardzo długo złą sławę, Henryk Worcell pisał o niej „straszna ulica Traugutta”. Miejskie legendy o tzw. Trójkącie Bermudzkim skutecznie pogrzebały pamięć o jej historii i pięknie. Powódź z 1997 roku dopełniła ponurego dzieła. Na zawsze zniknęła część, reprezentacyjnej niegdyś, zabudowy czynszowej, z której słynęła arteria. Na szczęście dziś umiemy docenić jej blask i charakter. Wśród zaniedbanych posesji odkryć możemy prawdziwe rarytasy: piękne fasady domów, klatki wyłożone kaflami, drewniane bruki, malutkie kapliczki, ukryte poprzemysłowe budynki, a nawet oryginalne wnętrze zabytkowej apteki. To wszystko sprawia, że jeszcze dostrzec tu można cień dawnego bogactwa i wytworności.