6:40
Wyjeżdżam z ulicy Grabskiego w Siechnicach. Osiedlowa jezdnia zaśnieżona, ale w miarę przejezdna. Gorzej na ul. Kwiatkowskiego, na której jest bardzo ślisko. Zbity śnieg pokrywa cienka warstwa lodu. Prędkość większa niż 20km/h grozi poślizgiem i wypadnięciem z jedni.
6:45
W końcu jestem na „krajówce”. Od razu trafiam na spory korek. Pierwsza myśl – byle do świateł. Później będzie lepiej. Niestety. Ani po pierwszych, ani po drugich światłach w Siechnicach nie jest lepiej. Dopiero po trzecich...
7:10
Odcinek od świateł przy ul. Kolejowej w Siechnicach do świateł w Radwanicach mijam niemal „błyskawicznie”. Momentami jadę nawet 40 km/h.
Zaraz za światłami w Radwanicach staję. Na dłużej. Teraz jazda wygląda tak - kilkadziesiąt metrów jadę i kilka-kilkanaście minut stoję.
7:37
Mijam ul. Kolejową w Radwanicach. Przejechanie kilkuset metrów zajęło mi niemal pół godziny.
Czuję się jak bohater „Upadku” Joela Schumachera, w którym W. Foster (grany przez Michaela Douglasa) stojąc w korku (tyle, że w upalny dzień) nie wytrzymuje i, z kijem baseballowym w dłoni, rusza „porządkować świat”.
8:02
Mijam znak kończący Radwanice. Jadę już 1 godzinę 17 minut. Kilka kilometrów.
Następnych kilkaset metrów przejeżdżam, mniej więcej do ul. Brochowskiej, bez zatrzymywania się. Choć „przejeżdżam” to za dużo powiedziane, bowiem wskazówka prędkościomierza nawet nie drgnie. A to oznacza, że ani razu nie przekroczyłem 20 km/h.
8:20
Stoję na wysokości „Elektromontażu” na ul. Opolskiej we Wrocławiu.
8:32
Skręcam w ul. Zagłębiowską, aby ominąć najbardziej zakorkowany odcinek ul. Opolskiej. Chwilę później mogę tego żałować... Droga ubita, na wierzchu lód. Na pierwszym ostrym zakręcie i lekkim podjeździe nie radzi sobie żuk. Ślizga się. Ostatecznie rezygnuje. Mogę jechać dalej. Ale na następnym zakręcie, wjeździe w ulicę Księską, ledwo wyrabiam. Mniej szczęścia ma ford ka za mną, który ląduje w zaspie. W końcu udaje się... Dojeżdżam do ul. Opolskiej. Zaoszczędziłem sporo czasu, bo odcinek ten przejechałem w 7 minut. Opolską pewnie bym jechał z pół godziny.
8:42
Korek na ul. Krakowskiej zaczyna się przed „ślimakiem”, czyli zjazdem z Alei Armii Krajowej. Ale to nic nadzwyczajnego, bowiem codziennie o tej porze jest tu korek. Na Krakowskiej nie jest najgorzej, choć na ostatnich światłach przykra niespodzianka. Jezdnia jest tak zlodowaciała, że mimo zimowych opon ciężko jest ruszyć...
Później już jedzie się raczej normalnie. Powoli, ale się jedzie...
9:15
Dojeżdżam do celu na ul. Inowrocławskiej. 16 km jechałem 2 godziny 35 minut. Średnia prędkość 6,8 km/h.
16:00
Aż boję się, gdy pomyślę, że muszę tą samą droga wrócić...