Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

We Wrocławiu jest ciepło

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Trudno w to uwierzyć, ale nasze -17 stopni to bajka w porównaniu z najchłodniejszym rejonem Dolnego Śląska.
We Wrocławiu jest ciepło
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.We Wrocławiu jest ciepło
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.We Wrocławiu jest ciepło
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Słyszeliście o „miejskich wyspach ciepła”. Są nimi największe polskie miasta. Wrocław jest wśród nich najcieplejszy. Według badań klimatologów pogoda w mieście jest zupełnie inna od tej na obrzeżach miasta. I tak roczna średnia temperatura we Wrocławiu jest wyższa od tej w okolicach miasta nawet o 3 stopnie. O 10 proc. może być mniejsza wilgotności powietrza i aż o jedną trzecią mniejsza prędkość wiatru. Także opady śniegu są zupełnie inne niż w terenie mało zurbanizowanym. W centrum Wrocławia śniegu przeważnie spada mniej o dziesięć procent. Mamy za to aż dziesięć razy większe zanieczyszczenie pyłami i aż 25 razy większe zanieczyszczenie gazami.

Na dodatek temperatura zmienia się także w zależności od dzielnicy. Jest tym cieplej, im bliżej centrum.

A gdzie na Dolnym Śląsku jest najzimniej? Na Hali Izerskiej w górach Izerskich pomiędzy Jakuszycami a Świeradowem. Według klimatologów to najchłodniejsze miejsce w całej Polsce.

Ponad dwumetrowa warstwa śniegu nie robi tam na nikim wrażenia, podobnie jak trzydziestostopniowe mrozy i krajobraz żywcem przeniesiony z Syberii. Takie są Góry Izerskie – polski biegun zimna. Mieszkańców tego rejonu można policzyć na palcach.

Kiedy wyjeżdżaliśmy w ubiegłym roku ze Szklarskiej Poręby, z której już tylko krok do Gór Izerskich padał deszcz i było bardzo ciepło jak na środek zimy. Trudno uwierzyć, że ledwie kilkanaście kilometrów stąd, niemal na tej samej wysokości znajduje się najzimniejsze, jedno z najbardziej śnieżnych, mglistych i wietrznych miejsc w naszym kraju.

Położone na północny zachód od Karkonoszy i Szklarskiej Poręby Góry Izerskie rozpoczynają się w Jakuszycach, w miejscu gdzie corocznie rozgrywany jest Bieg Piastów. Tam trzeba zostawić samochód i dalej, w głąb gór ruszyć na piechotę bądź korzystając z biegówek. Polski biegun zimna nie oznacza, że zimno jest tam przez cały czas. Zazwyczaj temperatura niewiele różni się od panującej w sąsiednich Karkonoszach. Aby chwycił rekordowo siarczysty mróz potrzeba ciszy atmosferycznej – gdy nie ma wiatru i chmur ciepło zostaje wyparowane do kosmosu a zimno niczym woda spływa po stokach gromadząc się Hali Izerskiej - niecce pośrodku Gór. Dziesięć lat temu naukowcy z Zakładu Meteorologii i Klimatologii Uniwersytetu Wrocławskiego zainstalowali tam termometr. Jego wskazania co chwila potwierdzają stare, jeszcze przedwojenne zapiski o rekordowo niskich temperaturach. - Jestem przekonany, że to polski biegun zimna, taki amfiteatr gromadzący zimne masy powietrza – tłumaczy dr Mieczysław Sobik. Rzeczywiście od czasu rozpoczęcia oficjalnych pomiarów nigdzie w Polsce nie zanotowano niższych temperatur, które spadają ponad 38 poniżej zera. Nawet w środku lata potrafi złapać kilkustopniowy przymrozek. – Zdarza się w lipcu i sierpniu, że gdy wyjdę przed dom zastanę zamrożoną kałuże – opowiada Wiesława Polańska, która wraz z mężem i czteroletnią córką Zuzią mieszka w chacie niemal pośrodku Hali Izerskiej. Za sąsiadów mają jedynie otaczające dom śnieżne pustkowie. Najbliżsi ludzie mieszkają w oddalonym o godzinę drogi schronisku Orle i w Smreku, już po czeskiej stronie. – Raz w lipcu przyszedł Waldek, który zajmuje się końmi pracującymi przy wywózce drzewa. Żalił się, że woda w stajni zamarzła – opowiada Wiesława. Tylko w ciągu jednego dnia temperatura potrafi się tu zmienić nawet o 30 stopni.

Ludzie gór

Dotarcie do chaty rodziny Polańskich, zwanej Chatką Górzystów zajęło nam grubo ponad dwie godziny i to dzięki ratrakowi, który dzień wcześniej przetarł szlak. W domu nie ma bieżącej wody, wychodek jest na zewnątrz a prąd dostarcza mała wiatrownia zamontowana na szczycie dachu. - Starcza na telefon, czasami, gdy mocniej zawieje pooglądamy telewizje – śmieje się gospodyni. Przybyła tu osiem lat temu, obejmując chatę po poprzednim gospodarzu. - Miałam dwa tygodnie, aby się zdecydować, tak podejmuje się życiowe decyzje – opowiada. W rodzinnym Świebodzinie uczyła maturzystów francuskiego, gdy zdali zamieszkała w chacie, dzierżawionej od Lasów Państwowych. Pierwsze sześć lat spędziła samotnie. - Nie było łatwo – wspomina. - Często musiałam walczyć o życie, gdy z plecakiem pełnym zapasów błądziłam pośród mgły, w której nie było widać końca ręki. Wtedy trzeba iść na macanta: jak się zapadało w śnieg po kolana to szło się drogą, gdy śnieg był po pachy wiedziałam, że zgrubiałam szlak. Najgorzej, gdy ciężki plecak wpychał pod śnieg, można było się udusi. Ale nauczyłam się z tego wyswobadzać. Innym razem musiałam dopełznąć do domu ze skręconą noga – wspomina. Mimo to nie zamieniłaby tego miejsca na żadne inne. Teraz wraz z mężem solidnie przygotowują się do zimy. Do spiżarni trafia tysiąc półlitrowych słoików z jagodami i innymi owocami a za dom dwa wagony drewna na opał. – Ważne, aby była mąka i jaja, w ziemie trudno o chleb a tak możemy upiec własny, robi się nieciekawie, gdy tych produktów brakuje – wyjaśnia jednocześnie przystawiając do piersi Zuzię. Mała urodziła się w lecie – specjalnie tak obliczaliśmy, aby nie trzeba było do szpitala przez śnieg się przedzierać. Jednak i tak jeszcze w piątym miesiącu ciąży na kontrole do lekarza na nartach jeździłam – opowiada.

W Chatce rodzina prowadzi schronisko goszcząc zagubionych turystów i narciarzy biegowych. Nieraz, jak choćby na sylwestra potrafi tam przenocować nawet 130 osób. Nie wszystkim odpowiadają tak spartańskie warunki, inni są zachwyceni.

- Dobry kolega zaproponował nam "klimatycznego" Sylwestra w Chatce Górzystów - mówi Agata, studentka historii. - Po górach Izerskich chodziłam wcześniej, więc trasę do Chatki Górzystów znałam na pamięć. Wiedziałam jak należy się poruszać tam w zimie, co ze sobą wziąć, itd. Jednak nikt się nie spodziewał, że będzie aż tak ciężko. Ze Świeradowa Zdroju szliśmy osiem godzin. Po drodze na Polanie Izerskiej dopadła nas burza śnieżna z piorunami. Schowaliśmy się w wiacie przygotowanej tam przez leśników. Potem było już "z górki". Przed samym schroniskiem podjechał do nas znajomy na biegówkach. Myślałam wtedy, że go własnymi rękami uduszę z zazdrości. I wtedy przyszedł kryzys. Siedziałam 100 metrów od Chatki, widziałam światła i nie mogłam się podnieść ze śniegu i zmusić do tego, żeby przejść jeszcze te kilka kroków. Pomogła wizja rumu z herbatą, bo trzeba wiedzieć, że pani Wiśka dzieli ten napój na dwie kategorie: rum z herbatą i herbata z rumem. Proporcje znacznie się różnią. Wtedy na Sylwestra była nas ponad setka. Spaliśmy w największym pokoju Zbirówce. Bo i nazwy pokoi są tam niecodzienne: Kopulatka (oczywiście "dwójka"), Stara Kuchnia, Wytrzeźwiałka... Opowieści osób, które szły na tego Sylwestra czy od strony polskiej czy czeskiej, nadawałyby się do programów o przetrwaniu. Niektórzy wyrzucali konserwy, bo plecaki były za ciężkie, jedna osoba zostawiła po drodze gitarę. Śmialiśmy się, że przyjedziemy wiosną i spod śniegu pozbieramy, ale wiem, że mieliśmy szczęście, bo nic się nikomu nie stało, jeśli nie liczyć podwędzonych butów, suszonych zbyt blisko pieca. Przy schronisku drogę do studni trzeba było odśnieżać co godzinę, a potem przywiązaliśmy do niej sznurek i szło się po nim, żeby nie zabłądzić w śnieżycy. Zęby płukaliśmy śniegiem, a wyjścia do toalety były przygodą. Po prostu mieliśmy do czynienia z "białym zimnem". To był mój najlepszy Sylwester.

Mała Syberia

Klimatolodzy porównują ten specyficzny lokalny klimat panujący w Górach Izerskich do klimatu skandynawskiego a nawet do Syberii. Lato właściwie występuje tylko w kalendarzu. Gdy w maju cały kraj cieszy się pełną wiosną mieszkańcy Hali Izerskiej wypatrują pierwiosnków, które wtedy przebijają się spod śniegu. Wiesława Polańska eksperymentowała nawet z ogródkiem, ale - jak przekonuje – to prawdziwa loteria. – Raz posadziliśmy ziemniaki, gdy trzeba było je wykopać miały po 5 cm średnicy, ale udaje się nieraz wyhodować sałatę z rozsady – cieszy się gospodyni. – Tak samo jest z kwiatami, nigdy nie wiadomo czy zdąża zakwitnąć – tłumaczy. Jedynym pewniakiem w tych warunkach jest kosodrzewina porastająca Hale.

Najzimniej, najwietrzniej i mgliście

Fragment Syberii na Dolnym Śląsku wytworzył się dzięki położeniu geograficznemu oraz specyficznemu ukształtowaniu terenu. Zimny i bardzo szybki wiatr, który tu dociera sprawia, że Góry Izerskie należą także do najbardziej wietrznych miejsc nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Według mieszkańców wieje tu mocniej niż na sąsiedniej Szrenicy czy Śnieżce. Także mgły są tu najczęstsze, zdarzają się nawet 300 dni w roku.

Do powstania takiego klimatu przyczynili się także ludzie. Mocno uprzemysłowione tereny na zachód i północ od Gór spowodowały, że zanieczyszczenia w postaci kwaśnych deszczów spadają wprost na Góry Izerskie wyniszczając lasy, które mogłyby hamować nocne wyziębianie się okolicy. Tak samo działa dym z domowych kominów. Słaniając się nad górami uniemożliwia ucieczkę ciepła. Jednak ta okolica zawsze pozostawała niemalże bezludna nie licząc jednej wioski. Teraz dym na Hali unosi się tylko z jednego komina Chatki Górzystów.


Paf, aw fot. Chatka Górzystów



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl