Pikieta odbywała się przed szkołą przy drodze krajowej nr 35 (odcinek Wrocław - Sobótka). Na miejsce przyjechały, aż cztery wozy policyjne. Wcześniej rodzice chcieli zablokować drogę, ale wystraszyli się komendanta, który zagroził im wysokimi karami.
Powód protestu? Gmina wyliczyła, że placówka jest za droga i trzeba ją zlikwidować. Na to nie zgadzają się rodzice i mieszkańcy Mirosławic, Wojnarowic i Kryształowic. Do podstawówki i przedszkola łącznie uczęszcza 78 dzieci.
- Nasza szkoła jest placówką wielopokoleniową, która jest przyjazna dzieciom. Gmina obecnie nie jest w stanie zapewnić im dobrych warunków. Nie poddamy się. Napisaliśmy pisma do wojewody, ministra oświaty i rolnictwa – wylicza Iwona Czyż z rady rodziców.
Pomoc w pozyskiwaniu pieniędzy zadeklarował też były wicemarszałek Tadeusz Drab, który mieszka w pobliskich Siedlakowicach.
Gmina chce zamknąć szkołę z powodu wysokiego utrzymania, niżu demograficznego i wysokich kosztów remontu. Jednak rodzice sami postanowili pozyskać pieniądze, aby odciążyć gminę.
- Dzieci nie mają żadnych szans w innych szkołach. Oprócz tego budynek nie jest w złym stanie. Z tego, co wiemy w fatalnym stanie jest szkoła w Sobótce Górce, gdzie uczniowie mają zostać przeniesieni – mówią Milena Stolarczyk i Monika Madej, których dzieci uczą się w Mirosławicach.
Ludzie przyzwyczaili się do protestów w obronie szkoły. Twierdzą, że sytuacja powtarza się przy każdej zmianie władzy i wielu burmistrzów próbowało placówkę zlikwidować.
Przeciwko zamknięciu jest również Jan Bronowicki, sołtys Kryształowic.
- W szkole wychowało się 6-7 pokoleń, więc nic dziwnego, że rodzice bronią szkoły. Z naszej miejscowości wszystkie dzieci chodzą do Mirosławic. Względy ekonomiczne do nikogo z tego rejonu nie przemówią – tłumaczy Jan Bronowicki.
Protest przebiegał pokojowo i po kilku godzinach wszyscy się rozeszli.
W poniedziałek o godzinie 15 rodzice po raz kolejny spotkają się z burmistrzem Sobótki Stanisławem Dobrowolskim, aby rozmawiać o przyszłości placówki.