Ta warstwa lodu na fosie jest w stanie utrzymać tylko i wyłącznie ptaki. Dodatnie temperatury w dzień sprawiają, że pokrywa topnieje. Ubywa jej z każdą minutą. Dlatego też nie należy wierzyć, że jeśli lód utrzymał nas dzień wcześniej, to i teraz "da radę".
Z drugiej strony jest na tyle zimno, że hipotermia dla marcowego pływaka jest murowana.
W momencie załamania się lodu, niedoszły łyżwiarz nie powinien się zbytnio ruszać, gdyż ciało traci ciepło. Próby samodzielnego wyjścia mogą tylko pogorszyć sytuację. Jedyne co zostaje, to krzyczeć po pomoc.
- To bardzo ładnie wygląda w teorii, jednak ludzkie odruchy są inne - powiedział Remigiusz Adamańczyk, rzecznik prasowy komendanta miejskiego straży pożarnej we Wrocławiu. - Każdy człowiek będzie próbował się bronić. Jednoznacznie więc trudno powiedzieć, co trzeba zrobić. Osoby, które zauważą poszkodowanego, pod żadnym pozorem nie powinny wchodzić na lód. Najlepiej byłoby, gdyby rzuciły tonącemu jakąś gałąź lub linę. Jeśli już koniecznie muszą podejść do niego po lodzie, to najlepiej się czołgać. Wtedy powierzchnia nacisku się rozkłada i jest mniejsze prawdopodobieństwo, co nie oznacza, że nie ma go w ogóle, że pod ratującym lód się nie załamie.
Należy natychmiast wezwać straż pożarną. - Posiadamy odpowiednie drabiny i nurków, którzy mają zimowe skafandry - dodaje rzecznik. Wzywając nas należy dokładnie określić miejsce, gdzie znajduje się tonący. Nie muszę chyba dodawać, że im dokładniej, tym lepiej. Dobrze jeśli ktoś może również zasugerować drogę dojazdową, bo np. dobrze zna okolicę. Nasz dyżurny już będzie wiedział co robić.
Człowiek w wodzie o temperaturze bliskiej zera wychładza się w tempie ekspresowym. Już po minucie przebywania może dojść do migotania przedsionków, zwężenia naczyń krwionośnych i trudności z oddychaniem.
Czy warto więc ryzykować, by poślizgać się po fosie ostatni raz w tym sezonie?