Koszmar sprzed tygodnia powrócił. Śląsk grając z rywalem teoretycznie słabszym, nie przypominał drużyny, która pokonała Legię, czy była bliska zwycięstwa z Lechem. Wrocławianie zmuszeni defensywną postawą rywala do gry atakiem pozycyjnym, zupełnie nie stwarzali zagrożenia pod bramką Zbigniewa Małkowskiego. Pierwszy strzał, ale słaby i w środek bramki, oddał dopiero w 19 min. Piotr Ćwielong. Był on zresztą najaktywniejszym zawodnikiem Śląska w pierwszej połowie. W 30 min. przeprowadził lewym skrzydłem świetny rajd, wypracował sobie pozycję do strzału, ale piłka minęła jednak poprzeczkę kieleckiej bramki.
Najciekawszym zdarzeniem pierwszej połowy była sytuacja, w której rozpędzony Piotr Celeban wpadł w bandę reklamową, przewrócił ją, a ta... przygniotła chłopca do podawania piłek. Na ratunek rzucił się obrońca Śląska i Edi Andradina i wspólnymi siłami „uratowali” młodego sympatyka WKS-u z opresji.
Po przerwie goście doszli pewnie do podobnego wniosku co tydzień wcześniej widzewiacy, że nie taki Śląsk straszny, i nieco odważniej ruszyli do przodu. To z kolei dało wrocławianom okazję do szybszych ataków. Mecz nieco się ożywił, choć wciąż brakowało sytuacji podbramkowych
W 5 min. znów dobrą akcję przeprowadził Ćwielong, ale znów strzelił za wysoko. W 70min. powinno być 1:0 dla Śląska. Do świetnego dośrodkowania Sebastiana Mili doskoczył Celeban, nieźle uderzył głową, ale Małkowski popisał się super paradą i uchronił swój zespół od starty gola. W odpowiedzi Korona przeprowadziła minutę później groźną kontrę. Andrzej Niedzielan znalazł się sam na sam z Marianem Kelemenem, przelobował Słowaka ale nie trafił w bramkę. Niestety, chwilę później było już 0:1. PO rzucie rożnym dla gości fatalny błąd popełnili na spółkę Kelemen i Jarosław Fojut. Bramkarz Śląska wyskoczył do dośrodkowania, gdy miał już piłkę w dłoniach wybił mu ją Fojut, a następnie futbolówka po rykoszecie trafiła do Pavola Stano. Ten z kilku metrów nie miał problemów z trafieniem do bramki Śląska.
Od tego momentu oglądaliśmy napór gospodarzy i kontry gości. Wszyscy mieli nadzieję, że podobnie jak przed tygodniem, wrocławianie wyrównają rzutem na taśmę. W 88 min. wydawało się że dopną swego. Po strzale Mili piłkę sparował Małkowski, ta jednak leciała w stronę bramki, jednak golkiper Korony zdołał ją wybić z linii bramkowej na rzut rożny.
Niestety, nic dwa razy się nie zdarza. Śląsk przegrał mecz i zamiast na podium, spadł na 8. miejsce w tabeli. I choć strata do trzeciego miejsca wynosi tylko 3 punkty, to wydaje się jednak, że z dyspozycją z ostatnich meczów, wrocławianie na razie nie powinni myśleć o europejskich pucharach.