Jedenastka Śląska bez Przemysława Kaźmierczaka i Sebastiana Mili? Aż trudno sobie to wyobrazić. A jednak w meczu z Polonią Warszawa z obu tych zawodników nie mógł skorzystać trener Orest Lenczyk. Zresztą tego pierwszego nie będzie miał do dyspozycji już do końca sezonu. Podobnie jak Łukasza Gikiewicza. Gdy do tej trójki dodamy Dariusza Sztylkę, okazuje się, że przy Konwiktorskiej Śląsk musiał sobie radzić bez trzech podstawowych piłkarzy środka pola.
Zastąpili ich - jako dwójka cofniętych pomocników – Antoni Łukasiewicz i Rok Elsner (debiut w lidze) oraz, jako bardziej ofensywny zawodnik – Łukasz Madej. Podobnie jak w meczu z Wisłą, Śląsk zagrał w przodzie bez klasycznego napastnika, a za ataki odpowiadali ofensywnie usposobieni pomocnicy – Amir Spahić, Piotr Ćwielong i Marek Gancarczyk.
Zresztą w pierwszej połowie nie mieli oni zbyt wiele okazji by się wykazać. Wrocławianie cofnęli się, pozwolili atakować gospodarzom, a sami skupili się na obronie i na czyhaniu na kontry.
Najlepszą okazję do zdobycia gola miał w 23 min. Amir Spahić. Po błędzie Tomasza Jodłowca znalazł się w sytuacji sam na sam z Sebastianem Przyrowskim. Bramkarz Polonii wyszedł na 15 metr i wybronił strzał Bośniaka.
Czarne Koszule w pierwszej połowie miały przewagę, ale niewiele z tego wynikało. Gospodarze najlepszą sytuację zmarnowali w 36 min. Łukasz Piątek otrzymał prostopadłe podanie, urwał się obrońcom i po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów, będąc na wysokości pola karnego, strzelił obok słupka.
Po zmianie stron kibice, zwłaszcza gospodarzy, przecierali oczy ze zdziwienia. Śląsk nie przypominał w niczym drużyny z pierwszej połowy. Wrocławianie, choć nadal nastawiali się na kontry, atakowali znacznie częściej. I groźniej. Duża w tym zasługa wprowadzonego Waldemara Soboty. Mimo że filigranowy pomocnik czasem irytował zbyt egoistycznym zachowaniem na boisku (np. strzał w 54 min., zamiast podania do lepiej ustawionych partnerów) to wprowadził sporo ożywienia do ofensywy Śląska. Momentami wręcz ośmieszał defensywę gospodarzy, jednak za każdym razem brakowało wykończenia. Aż do 82 min. Wtedy Sobota, mimo obecności kilku rywali, przedarł się w pole karne i strzałem w długi róg pokonał Przyrowskiego.
Nie byłoby jednak zwycięstwa Śląska, gdyby nie Marian Kelemen. Bramkarz WKS-u cały mecz bronił bardzo pewnie, a w końcówce, już przy prowadzeniu, popisał się dwiema świetnymi paradami. Najpierw obronił piłkę po strzale szczupakiem Artura Sobiecha, a w doliczonym czasie gry zatrzymał uderzenie głową z bliska Daniela Gołębiewskiego.
Na pochwałę zasługuje jednak cała drużyna. Wrocławianie po raz kolejny zagrali z ogromnym zaangażowaniem. I w stu procentach wykonali taktykę, którą po mistrzowsku przygotował Orest Lenczyk. Zresztą nie po raz pierwszy.
Śląsk przerwał passę czterech zwycięstw z rzędu Polonii i awansował na 3. miejsce w tabeli.
Powiedzieli po meczu
Orest Lenczyk:
Niespodzianka była w Krakowie, a tutaj walczyły dwie drużyny, które chciały wygrać. Po meczu nie mam zamiaru oceniać kto był lepszą drużyną, Polonia czy Śląsk. Zagraliśmy absolutnie na miarę aktualnych możliwości - strzeliliśmy gola i wygraliśmy. Jeśli mógłbym wskazać na numero uno w Śląsku, to byłby to Marian Kelemen. Muszę jednak podkreślić absolutnie dobrą i mądrą grę całej drużyny, a przede wszystkim dwóch defensywnych pomocników. Szczególne słowa uznania należą się Łukasiewiczowi, które miał prawo być stremowany, bo grał w swoim mieście.
Jacek Zieliński:
Przegraliśmy z zespołem mądrym i dobrze zorganizowanym w obronie. Nie mieliśmy pomysłu, wykonania, tej ostatniej decyzji na to, żeby pod bramką Śląska coś zrobić. Oczywiście były sytuacje, ale takie bardziej w akcie desperacji. Generalnie ciężko nam dzisiaj szło. Widziałem przed meczem oczami wyobraźni, że to spotkanie będzie dla nas ciężkie ze względu na dobrą grę Śląska w defensywie. Niestety nie udało nam się wykonać tego, co sobie założyliśmy, a rywal też nie pozwolił nam na zbyt wiele. Stara zasada mówi, że jak nie można meczu wygrać, to trzeba go zremisować, a popełniliśmy błąd w sytuacji, w której mieliśmy przewagę liczebną. Straciliśmy gola po indywidualnej akcji Soboty i jesteśmy bez punktów. Trzeba teraz wyciągnąć wnioski, odłożyć ten mecz do historii i gramy dalej. Liga dla Polonii się nie skończyła, świat się nie zawalił – gramy dalej.