Jaki jest rodowód pańskiego nazwiska?
Ernst Kovacic: Pochodzi ono ze Słowenii, tam urodził się mój dziadek. Było to w czasach monarchii austro - węgierskiej. Kraje bałkańskie tworzyły wtedy jedno państwo, więc dziadek mógł swobodnie podróżować. Wybuch I wojny światowej i rozpad monarchii zastał go w Austrii. W pewnym sensie w moich żyłach płynie słowiańska krew.
We Wrocławiu znany jest pan bardziej jako dyrygent, jednak większa część kariery związana jest ze skrzypcami. Co dziś lepiej leży panu w dłoni – batuta czy smyczek?
W latach osiemdziesiątych grałem koncert skrzypcowy i zapytano mnie, czy mógłbym zadyrygować też symfonią, która miała być wykonana chwilę później. Spróbowałem i tak się zaczęło. Trzymając w ręku instrument, formuje się dźwięk, ale gdy jako dyrygent prowadzi się dobrą orkiestrę, podobnie można kreować muzykę. Teraz tak samo lubię grać, jak i dyrygować. Chociaż w sercu chyba nadal jestem skrzypkiem.
Co będziemy mogli zobaczyć na tegorocznym LEO Festiwalu?
Kolejny raz przygotowujemy operę dziecięcą. Tym razem będzie to „Arka Noego” napisana dla Festiwalu Aldeburgh przez Benjamina Brittena. Kolejnym punktem jest też oczywiście prezentacja orkiestry Leopoldinum. Wykonamy niedawno nagrany program „Sztuka fugi”, będący przejściem przez całą historię tej formy muzycznej. Tego samego wieczoru odbędzie się też prawykonanie utworu napisanego dla nas przez Grażynę Pstrokońską - Nawratil.
Co by było, gdyby nie wynaleziono muzyki?
Muzyka istnieje i nigdy nie zastanawiałem się nad sytuacją, że mogłoby jej nie być. Sądzę, że mógłbym sobie wyobrazić życie bez grania albo dyrygowania, ale nie bez muzyki. Możesz zamknąć oczy i uszy, ale muzyka i tak płynie do twojego serca.
Rozmawiał: Wojciech Sitarz, pomoc w tłumaczeniu: Barbara Migurska