Mecz Śląska Wrocław z GKS-em Bełchatów rozpoczął się o punktualnie o godz. 17.
Policja obstawiła całą okolicę. Kamery na wysięgnikach wozu monitorującego nagrywały wszystko, co dzieje się pod bramą. Straż Ochrony Kolei pilnowała nasypu, gdzie wcześniej gromadzili się kibice. Kilkadziesiąt osób oglądało mecz przez szczelinę w murze, inni obserwowali grę na górce Pafawagu.
- Uważam, że zamykanie stadionów to absurd. Obostrzenia krzywdzą nie tylko kibiców, ale również piłkarzy. Jednak w dużej mierze od kibiców zależy, czy będą wpuszczani na stadiony, czy też nie – mówi Krystian Kochaniak, kibic Śląska, który przyjechał pod bramę na wózku inwalidzkim.
Podczas dopingu posypały się przekleństwa pod adresem operatora TVN-u, który chciał z bliska sfilmować kibiców.
Przypomnijmy. Stadion Śląska zamknięto dla publiczności po decyzji wojewody dolnośląskiego Marka Skorupy. Chodzi o wydarzenia na derbowym spotkaniu, kiedy to na murawę upadła raca.
- Jestem fanką Śląska od wielu lat. W przeszłości zapadały już decyzję o meczach bez publiczności. Uważam, że to zbyt drastyczna decyzja, która niczego nie załatwi. Syn ogląda mecz przed telewizorem – mówi pani Bogusia, która przyszła zaprotestować przeciwko decyzji wojewody.
Doping był jednak słyszalny. Śląsk wygrał z GKS-em 4:2