Między mostami Warszawskimi a mostem Trzebnickim w jednej z małych zatoczek Odry leżą zwłoki psa. Był on najprawdopodobniej dużym terierem lub sznaucerem. Nosi ślady przypalania. Przerażeni mieszkańcy Karłowic, którzy spacerowali po wałach, już we wtorek rano zadzwonili na policję. Ta odesłała ich do straży miejskiej. Po ośmiu godzinach pies nadal tam leżał.
Wykonaliśmy więc telefon na policję.
- Dzień dobry, chciałabym zgłosić fakt, że zwłoki psa pływają przy brzegu w Odrze.
- Proszę dzwonić do straży miejskiej. To jest w ich gestii. Telefon 986.
- No dobrze, ale sprawa była zgłaszana dziś rano i nikt z tym jeszcze nic nie zrobił.
- Ale policja nie jest od takich spraw.
- Proszę pani, zwłoki noszą ślady ognia, a to już jest przestępstwo. Tym się chyba Państwo zajmujecie.
- Policja nie ma odpowiednich środków by go wydobyć. Policjanci mają wejść do wody? Proszę dzwonić do straży miejskiej.
Kolejny telefon do straży miejskiej. Po opisie sytuacji otrzymaliśmy odpowiedź.
- Znamy tą sprawę. Przekazaliśmy już informację do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. Oni mają zająć się sprzątaniem.
Na sugestie chociaż o sprawdzeniu chipa psa, usłyszeliśmy informację, że straż miejska nie jest od prowadzenia śledztwa. Od tego mamy policję.
Jak zwykle bardziej pomocni okazali się przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i Ekostraży.
- Zdjęcia są okropne – powiedział Mateusz Czmiel, inspektor TOZ. – Jedyne co można zrobić, to zgłosić sprawę na policję. A dokładniej zgłosić podejrzenie popełnienia przestępstwa. Jednak z praktyki wynika, że policjanci stwierdzą, iż nie ma podstaw do wszczęcia śledztwa. Jeśli jakimś cudem się ono zacznie, to zostanie umorzone. Można jedynie jak najszerzej o tym informować – może ktoś rozpozna psa lub był świadkiem całej sytuacji.
- Właśnie jesteśmy na innej interwencji – powiedziała inspektorka Ekostraży. – Postaramy się dzisiaj przyjechać. Podobną sprawę mieliśmy w lutym na wrocławskich Opatowicach. Przyczyną śmierci dwóch psów było otrucie. Choć jeden z nich miał tatuaż hodowcy, nie udało się wykryć właściciela. Hodowca bowiem nie podał nazwiska osoby, której sprzedał psa. Na tym się skończyło. Dlatego nawet chip w takich sytuacjach nie pomaga.
O godz. 17.30 pies nadał leżał przy brzegu Odry.