Fart to pies, któremu weterynarze musieli amputować łapę ze względu na zaniedbania, jakich dopuścili się jego właściciele. Z oskalpowaną kończyną mieszkał on w skandalicznych warunkach, w zbitej z desek prowizorycznej zagrodzie, otoczony przez odpadki i śmieci. Pies nie miał wody, a jedzenie gniło od kilku dni. A w tym samym czasie, w domu, trwała zabawa z bogato nakrytym stołem oraz wieloma napojami alkoholowymi… - Na łapie widoczne było zerwane ścięgno Achillesa oraz fragmenty kości – opowiada Mateusz Czmiel, rzecznik prasowy TOZ. - Cała łapa znajdowała się już w stanie rozkładu. Tkanki na łapie były całkowicie martwe, wdało się zakażenie. Otrzymał 3 antybiotyki oraz środki przeciwbólowe. Niestety łapy nie da się uratować.
Fart na nowo uczył się chodzić. Obecnie już biega, skacze i wariuje. - Fart wziął udział w akcji adopcyjnej fundacji 2plus4 i jedna pani zainteresowała się nim – dodaje rzecznik. - Jak na razie nie może go wziąć do siebie, gdyż jest w trakcie przeprowadzki. Mamy jednak nadzieję, że cała akcja adopcyjne zostanie zakończona sukcesem i już w czerwcu Fart będzie mógł udać się do nowego domu pod Wrocławiem.
Razem z Fartem pod opieką TOZu jest Nana. Sunia została odebrana z miejscowości Straża na Dolnym Śląsku. Żyła w starej rozwalającej się szopie, w której załatwiała się od kilku miesięcy. Była karmiona domowym, spleśniałym i gnijącym jedzeniem, które potwornie osłabiło jej organizm. Dlaczego właścicielka zwierzęcia doprowadziła psa do takiego stanu?
- Pierwsze słowa, jakie usłyszeliśmy po przyjeździe na miejsce, były niecenzuralne i jednoznaczne z tym, że mamy jak najszybciej opuścić posesję, bo inaczej „będą nas zbierać w kawałkach” - wspomina rzecznik. - Właścicielka suni była tak pijana, że nie miała pojęcia po co przyjechaliśmy. Dodatkowo przyznała, że pies należy do jej syna, którego obecnie nie ma w domu. Nie pytając jej o zgodę odebraliśmy zwierzę na podstawie przepisów z ustawy o ochronie zwierząt. Sunia została przewieziona do domu naszej inspektorki. Jest pod dobrą i profesjonalną opieką, będzie wracała powoli do zdrowia. Bo przebytych badaniach okazało się, że Nana ma nużycę, czyli pasożyty bytujące w mieszkach włosowych, powodujące wyłysienia oraz znaczne podrażnienia i łuszczenia skóry. Po pierwszej wizycie u weterynarza już zaczęła goić się jej skóra - to za sprawą leczniczego szamponu, antybiotyków oraz zastrzyków. Leczenie idzie w dobrym kierunku, ponieważ jest pod stałą opieką specjalistów.
- Suczka zostanie wysterylizowana na początku czerwca – mówi Mateusz Czmiel. - Zostaną jej również wykonane kompleksowe badania: krew, tarczyca, biochemia krwi, zeskrobiny ze skóry. Leczenie trwa. Jeszcze kilka miesięcy i Nana będzie już piękna. Niestety jest jedno ale. Nikt jeszcze nie zapytał o jej adopcję. Wciąż czeka na „swojego” człowieka. Jej adopcja będzie zależała od stanu zdrowia.
Na razie Nana szaleje z Fartem w trawie. Aż przyjemnie oglądać, gdy skrzywdzone psy wracają do zdrowia i zaczynają ufać.