Pierwszą propozycję pracy pedagogicznej we Wrocławiu dostał, gdy sam był dopiero po studiach na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Ale młody rzeźbiarz, zafascynowany monachijską atmosferą artystyczną, ani myślał porzucać uroki bawarskiej stolicy dla prowincjonalnego Wrocławia. Owszem, miasto tętniło życiem, ale zdecydowanie nie artystycznym. W drugim podejściu do posady wykładowcy ubiegł go kolega po fachu. Dlatego dopiero za trzecim razem Theodor von Gosen zdecydował się przyjechać do Wrocławia. Namówił go do tego sam Hans Poelzig, który właśnie planował zreformować skostniałą wrocławską Królewską Szkołę Sztuki i Rzemiosła Artystycznego. Nie obyło się bez problemów, bo Gosen był według niektórych, zbyt nowoczesny. Mimo protestów Poelzigowi udało się w 1905 roku zatrudnić młodego rzeźbiarza. Ale ten nie czuł się w stolicy Dolnego Śląska dobrze. Tęsknił za Monachium i musiał odpierać ataki ze strony obawiających się konkurencji rzeźbiarzy z miejscowego związku artystów. Początkowo nie było mu łatwo, ale z czasem tak mocno przywiązał się do miasta, że postanowił w nim zostać nawet wtedy, gdy z powodów finansowych zamknięto Akademię, w której pracował.
Theodor von Gosen zmarł we Wrocławiu w 1943 roku. Do dziś miasto, które wybrał na swoje miejsce pracy, i w którym założył rodzinę, zdobią jego dzieła. Prawie wszyscy wrocławianie znają „Amora na pegazie”, romantyczną rzeźbę w parku nad fosą miejską. Pod tym pomnikiem wyznaczało sobie randki kilka pokoleń mieszkańców Wrocławia. Zwykle rzeźby tej wielkości odlewa się w kilku kawałkach, ale ta mitologiczna para została odlana od razu jako całość. Wielu chciałoby im spojrzeć w oczy, bo są one wykonane ze szlachetnych kruszców. Amor ma oczy z marmuru, a pegaz z topazu. Niestety zobaczenie ich z bliska uniemożliwia wysoki cokół, na którym ustawiono rzeźbę. Oczy to też cecha charakterystyczna, a nawet obiekt sporów innego słynnego działa von Gosena. Na portalu przy wejściu do budynku Sądu Głównego ulokowana jest figura Justitii, czyli Sprawiedliwości. Niedawno władze sądu uznały, iż posąg to przedstawienie Temidy, która zgodnie z tradycją, powinna być ślepa. Nakazano, więc nałożyć rzeźbie opaskę. Decyzja wywołała burzę wśród historyków, którzy jako argument podawali fakt, że posąg nigdy nie miał zasłoniętych oczu. W końcu władze sądu ustąpiły. Wszak sprawiedliwość oczy ma szeroko otwarte i widzi wszystko.
Gosen pozostawił także po sobie autoportret i to nie w zwykłym miejscu, a w kościele. Spod jego dłuta wyszła ambona w kościele św. Augustyna przy ulicy Sudeckiej. Ambona wykonana została z kamienia i ozdobiona płaskorzeźbionymi aniołami, a pod jej schodami skulony siedzi... Theodor von Gosen. Wiele Innych prace tego wrocławskiego artysty, a także jego syna – Markusa von Gosena - będzie można zobaczyć w lipcu i sierpniu na wystawie w Pałacu Królewskim we Wrocławiu.