Powrót Śląska na europejską arenę wypadł więcej niż przyzwoicie. Wrocławianie wygrali zasłużenie, choć z przebiegu gry mogli pokusić się o wyższą wygraną. Nie można jednak zapominać, że goście również mieli dwie doskonałe sytuacje do zdobycia bramki.
Początek meczu to spora przewaga Śląska. Gospodarze długo utrzymywali się przy piłce, niestety momentami niewiele z tego wynikało. Szkoci bowiem cofnęli się pod własną bramkę i ograniczali się głównie do wybijania piłki. Sprawiali wrażenie zagubionych i mocno przyduszonych parną pogodą. Nie sprawdziły się również zapowiedzi ich świetnego przygotowania fizycznego.
W 8 min. udało się przechytrzyć rywali Cristianowi Diazowi, który w 8 min. przedarł się lewą stroną pola karnego, strzelił po długim rogu, ale minimalnie się pomylił. Gdy wydawało się, że kolejna groźna akcja gospodarzy to tylko kwestia czasu... gola niemal strzelili goście. Russell wykorzystał niezdecydowanie Piotra Celebana, minął Mariana Kelemena i mając przed sobą bramkę (z trzema obrońcami) strzelił tuż obok słupka.
To nieco ożywiło Szkotów... ale tylko na chwilę. Później znów Śląsk atakował, a szczególnie aktywny Marek Gancarczyk. Raz nawet groźnie strzelał po świetnym dryblingu. Niestety, goście nie ani myśleli się odkrywać, a wrocławianie nie potrafili znaleźć sposobu na ich defensywę. Często strzelali z dystansu, ale głównie wysoko nad bramką.
W obronie gospodarze nie mieli wiele do roboty i to ich uśpiło. W 37 min. seria błędów (Sebastian Mila) i niezdecydowania (Tadeusz Socha) doprowadziła do tego, że Goodwillie sunął sam na bramkę Kelemena. Próbował minąć go zwodem, ale Słowak świetnie wyłuskał piłkę spod nóg napastnika gości ratując swój zespół.
W odpowiedzi strzelał Diaz, ale zbyt lekko. Jednak futbolówka po rykoszecie zmyliła bramkarza gości, który jednak zdołał ją wybić na rzut rożny.
W drugiej połowie mecz nie był już tak ciekawy, ale za to bardziej się wyrównał. Z drugiej strony było mniej spięć podbramkowych. Wrocławianie niby dalej atakowali, ale wynikało z tego jeszcze mniej, niż w pierwszej części.
W 60 min. na boisku pojawił się Waldemar Sobota, a 12 minut później Holender Johan Voskamp. I akcja tej dwójki dała Śląskowi, jak się później okazało zwycięskiego, gola. Filigranowy skrzydłowy zagrał na głowę debiutanta, a ten instynktownie skierował piłkę do siatki Szkotów.
Trenerzy powiedzieli po meczu:
Orest Lenczyk (trener Śląska):
- Ten mecz był pewną niewiadomą, choć widzieliśmy jak gra zespół Dundee i poszczególni zawodnicy. Chcieliśmy od początku meczu narzucić swój styl gry, aby przeciwnik od pierwszej minuty czuł respekt, że przyjechał grać z drużyną, która chce wygrać. Rozpoczęliśmy dobrze, były sytuacje, później było gorzej i zdarzały się błędy, po których Dundee miało szanse na bramki. Na tym etapie przygotowań obawiałem się, czy przez dziewięćdziesiąt minut jesteśmy w stanie dyktować tempo i grać na pełnych obrotach. Nie wyglądało to źle, ale nie padły bramki. Zdecydowaliśmy się na zmiany, które miały poprawić grę ofensywną i można to skomentować, że się udało. To jednak dopiero pierwsza połowa konfrontacji z Dundee. Rezultaty meczów pucharowych są rozstrzygane w drugiej połowie, w rewanżach.
Peter Houston (trener Dundee):
- Myślę, że Śląsk miał dużo szczęścia przy strzelonej bramce, ale patrzę na pierwszą połowę i to my mieliśmy wtedy lepsze okazje. Najpierw Russell powinien trafić, a później Goodwillie powinien strzelić gola. Ograniczyliśmy Śląsk do strzałów z dystansu i byłem zadowolony. Wydaje mi się, że mamy świetną okazję do wygrania spotkania za tydzień na Tannadice.