Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Ostatnia w Breslau, pierwsza we Wrocławiu

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Szedł z choinką przez zaśnieżony most Uniwersytecki, spiesząc się do rodziny. Nie wiedział, że będzie to jego ostatnia wigilia we Wrocławiu. Za rok tą samą drogą będzie podążał inny mężczyzna, który przybył tutaj z Kresów Wschodnich. Jak wyglądało święta Bożego Narodzenia, które dzielił tylko jeden rok?
Ostatnia w Breslau, pierwsza we Wrocławiu
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Ostatnia w Breslau, pierwsza we Wrocławiu
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Ostatnia w Breslau, pierwsza we Wrocławiu
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Ostatnia w Breslau, pierwsza we Wrocławiu
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Latem 1944 roku Breslau został rozkazem Hitlera twierdzą. Jednak z relacji z tamtego czasu wynika, że nikt nie brał tego rozkazu na poważnie, może oprócz gauleitera Karla Hankego. Wtedy Wrocław pozostawał ze względu na swoje położenie poza zasięgiem brytyjskich czy amerykańskich bombowców. Stąd też to właśnie tutaj, oprócz uchodźców, przybyły urzędy i zakłady przemysłowe. Jedynymi oznakami niepokoju był wzmożony ruch na drogach i rozkazy mobilizacyjne, które dotyczyły coraz młodszych i coraz starszych.

Wojna puka do bram

Dopiero latem 1944 roku, kiedy Armia Czerwona osiągnęła linię Wisły, zagrożenie wojenną pożogą stało się bliższe, ale to nie znaczy, że bardziej realne. Wtedy to właśnie Hitler zdecydował, że Wrocław absolutnie nie może skapitulować. Miał się bronić do ostatniej kropli krwi. Po nadaniu Breslau statusu Festung rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do obrony miasta. Skoszarowano niemal wszystkich zdolnych do utrzymania łopaty przy budowie umocnień. Zgodnie ze słowami Ericha Schoenfeldera, oficera walczącego później podczas oblężenia, plan obrony Breslau przewidywał stworzenie dwóch pierścieni: zewnętrznego, położonego 120 km od miasta i wewnętrznego na jego obrzeżach. Jesienią kopano więc rowy przeciwczołgowe i inne części systemu umocnień w ramach akcji „Barthold”. Szybkie postępy Armii Czerwonej spowodowały, że zabrakło Niemcom czasu, by go stworzyć.

Gwiazdka zastała większość mężczyzn, którzy nie walczyli w pierwszej linii frontu, skoszarowanych, jak np. autora pamiętników i zapisków z Festung Breslau oraz ich fabularyzowanej wersji „Kiedy niebo zstąpiło pod ziemię” Hugo Hartunga. Służył on w oddziale obsługi lotniska w Gądowie. W drugiej połowie grudnia wiele razy bywał zwalniany ze służby na lotnisku i oddelegowany, jako były dyrektor literacki, zajmujący się zarządzaniem wrocławskimi teatrami, do organizowania imprez świątecznych w innych jednostkach wojskowych i sztabach Luftwaffe. Jak pisze w pamiętnikach „jedna z nich szczególnie zapadła mi w pamięć, ponieważ musiały być na niej śpiewane nowoniemieckie kolędy i przed wykonaniem tej najpiękniejszej – Stille Nacht, heilige Nacht” - rozdano kartki z nowymi, areligijnymi tekstami. Zapalaniu tradycyjnych świec towarzyszyły narodowosocjalistyczne słowa, co wywołały wówczas dziwny niesmak” (Hugo Hartung „Śląsk 1944/1945 – zapiski i pamiętniki, wydawnictwo Via Nova).

W samą wigilię jako ojciec rodziny otrzymał jednak przepustkę do domu w Breslau. Przy dzisiejszej ul. Jedności Narodowej odebrał załatwioną pokątnie choinkę od jednego z rolników. Ze względu na zbliżający się front zabroniono transportu drzewek.

- Mieszkańcy Wrocławia byli częściowo zaniepokojeni – powiedziała prof. Teresa Kulak, historyk na Uniwersytecie Wrocławskim, autorka książek o Wrocławiu. - Pamiętać jednak należy, że hitlerowska propaganda cały czas filtrowała informacje. Z jednej strony sączyła wiadomości o zbliżaniu się wroga, z drugiej jednak zapewniała o użyciu cudownej broni i gotowości Wermachtu do obrony Dolnego Śląska. Na przykład w listopadzie 1944 roku władze wojskowe zaproponowały gauleiterowi Hanke natychmiastową ewakuację dzieci z Wrocławia. Ten jednak nie wyraził zgody. Były dwa główne powody takiej decyzji. Po pierwsze bał się reakcji Berlina, a po drugie wiedział, że wpłynie ona źle na morale mieszkańców. Przepływ informacji był utrudniony również przez fakt, że uchodźcy ze wschodu w większości byli umieszczani na obrzeżach Wrocławia lub w placówkach szkolnych czy na boiskach. Stąd więc wiedza wrocławian na temat rzeczywistej sytuacji na froncie nie była rozpowszechniona.

Na Gwiazdkę nalot

W październiku 1944 roku Wrocław przeżył pierwszy nalot. Większość pocisków spadła na centrum miasta. W jego wyniku zginęło 69 osób. 24 grudnia ponownie zabrzmiały syreny. Nalot łumaczono faktem, że świecące choinki miały pokazać lotnikom cele. Bomby uderzyły między innymi w część szpitala Bethanien i lecznicę., które położone były pomiędzy ul. Traugutta a rzeką Oławą. Jak wspomina Ernst Hornig, wybitny duchowny protestancki, który w Breslau pełnił swoją posługę aż do końca oblężenia, bomby wybiły tam prawie 1,5 tys. szyb, wyrwały drzwi i ramy okienne. Obyło się jednak bez ofiar śmiertelnych wśród pensjonariuszy szpitala.

Nalot nie trwał długo. Hartung, gdy zawyły syreny, wracał z rodziną od samotnej znajomej, którą poszli odwiedzić w wigilijny wieczór. Przyspieszyli kroku, by wraz z dziećmi ukryć się w bunkrze. Jednak jeszcze w drodze powrotnej usłyszeli sygnał odwołujący alarm. W mieszkaniu nastawili radio, które podało, że nad Wrocławiem znalazł się „sowiecki samolot, który chciał zakłócić świąteczny spokój Breslau”. Według niego mało kto wierzył w ten nalot. Przypuszczano nawet, że alarm wywołał sam Hanke, który w ten sposób chciał „hartować miasto przed nadchodzącym niebezpieczeństwem”. Mimo tego „niemiłego przerywnika” najmłodsi we Wrocławiu dostali prezenty od Mikołaja. Pod choinką Hartunga znalazły się wymarzone przez jego dzieci narty i kilka nowych marionetek do teatrzyku.

Większą część świąt Bożego Narodzenia przerywanych nalotami Hartung spędził na posterunku na lotnisku,. Syreny w Breslau współgrały z tymi na lotnisku i o ile pozwalały zasoby paliwa, Luftwaffe podrywało to, co im z latających maszyn zostało, udajać się w kierunku miasta. W Boże Narodzenie nie obyło się bez ofiar, jednak jak dzisiaj byśmy to określili, były one wynikiem „frendly fire”. W trakcie powrotu zderzyły się ze sobą dwa niemieckie samoloty.

Hartung wspomniał, że razem z żoną i dziećmi po Nowym Roku wybrali się na spacer po wrocławskich kościołach, by podziwiać szopki. W tym czasie ze względu na pokonanie przez Rosjan granicy Rzeszy latarnie były wyłączone. Z powodu dużych opadów śniegu zwrotnice przy trakcjach nie działały prawidłowo i wstrzymano ruch tramwajowy. Choć na ulicach było ciemno, wnętrze katedry rozświetlała niezliczona ilość świec, postawionych w intencji przede wszystkim powrotu tych, którzy walczyli na froncie. Barokowe ołtarze oblegane były przez modlących się mieszkańców miasta, podczas gdy dzieci podziwiały stajenkę. Co uderzyło byłego głównego dramaturga to cisza... Wszechobecna cisza i strach, potęgowany przez śnieżną zamieć.

- Jak widać we wspomnieniach życie toczyło się swoim torem, odrobinę zmienionym, ale jednak nie na tyle, by wywołać panikę – uzupełnia opis prof. Teresa Kulak.. - Organizowane były jasełka, działały kina i teatry. Oczywiście wszystko było na mniejszą skalę, ale było. Czy w tym czasie zgodnie z wnioskami Hartunga Wrocławianie okazali się bardziej religijni? Trudno to ocenić. Może niekoniecznie szukali religii, a np. wspólnoty. Dotarłam we wrocławskich archiwach do zaproszenia na uroczystość z okazji rocznicy powstania Rzeszy. Była ona przewidziana na 22 stycznia 1945 roku. Dołączony został program, który nawet teraz wydaje się bardzo uroczysty. W rocznicy miał wziąć udział orkiestra i chór. Zaproszono śmietankę towarzyską, wśród której znaleźli się prominentni działacze partii, urzędnicy wyższej administracji, rektor. Pożądane były stroje wizytowe. Teraz wiemy, że 22 stycznia 90 proc. potencjalnych uczestników już nie było w mieście, bo dawno uciekli.

W momencie rozsyłania zaproszeń nikt nie uświadamiał sobie potwornego styczniowego exodusu, podczas którego mróz zbierze swoje żniwo. To wszystko jeszcze było przed nimi. W Boże Narodzenie wrocławianie nie chcieli wyjeżdżać z miasta. Może podskórnie czuli, iż przegrali tą wojnę. Nie wyobrażali sobie jednak że z powodu decyzji mocarstw Breslau stanie się Wrocławiem.

Cicha noc wśród ruin

W maju 1945 roku centrum Wrocławia zostało niemal zrównane z ziemią. Podczas Festung Breslau walczono o każdy dom, klatkę, a nawet mieszkanie. Niegaszone pożary, wzniecone na zmianę przez wojska niemieckie i radzieckie, wybuchał i tliły się jeszcze po zawieszeniu broni. Niewypały i miny leżały na ulicach. Chaos pogłębiali żołnierze Armii Czerwonej. We wspomnieniach przebija się ich nienasycony głód kobiet, alkoholu, zegarków, rowerów i instrumentów muzycznych. Oddziały zwycięzców m.in. walczyły ze sobą o poniemieckie magazyny żywności. Skakali również do kadzi w Browarze Piastowskim, by upić się piwem. Niektórzy również w nim tonęli. Do wypełnienia obrazu chaosu należy dodać bandy szabrowników, które grabieże rozpoczęły jeszcze podczas oblężenia. Odgłosy wystrzałów co jakiś czas przecinały powietrze. Każdy miał broń, gdyż leżała na ulicy, nierzadko razem ze zwłokami poprzednich właścicieli. Gdy wycofano główne siły Armii Czerwonej, w mieście pozostali maruderzy i dezerterzy, którzy nie grzeszyli cnotami charakteru. Niedostateczna aprowizacja w żywność spowodowała, że życie w zniszczonym Wrocławiu zaraz po wojnie nie należało do łatwych. Słowem stolica Dolnego Śląska zamieniła się w „Dziki Zachód” rodem z westernów.

Do miasta zaczęli przyjeżdżać repatrianci ze wszystkich stron świata. Sytuację tą można porównać do masowej wędrówki ludów: ze wschodu na zachód, z zachodu na wschód, pociągiem, wozem czy pieszo. Nie liczyło się niemal nic, oprócz ciągłego ruchu. Pod koniec grudnia 1945 roku we Wrocławiu mieszkało około 33 tys. Polaków. W tym samym czasie Niemców było trzy razy tyle. Często więc mieszkali razem pod jednym dachem, kupowali w tych samych sklepach, pracowali ramię w ramię, gdyż brakowało wykwalifikowanych robotników.

Polscy pionierzy w drugiej połowie 1945 roku odczuwali atmosferę tymczasowości, podsycaną przez przypuszczenia o wybuchu III wojny światowej. Jak napisała Maria Dąbrowska w swoich pamiętnikach „jednym z powodów, że zawsze tak źle czuję się we Wrocławiu, jest, że w powietrzu wisi nieutulona nostalgia. Jakby się było niezmiernie daleko od swoich, na wygnaniu”.

- Ze względu na niepewną sytuację w pierwsze i kolejne święta Bożego Narodzenia Wrocław pustoszał – opowiada prof. Teresa Kulak. - Ktokolwiek mógł, wyjeżdżał do swojej rodziny, do stron, z których pochodził W mieście zostawali ci, którzy nie mieli gdzie pojechać, czyli przede wszystkim przybysze z Kresów Wschodnich. Ich święta były, co tu ukrywać, biedne i pełne niepokoju.

Słowa te potwierdza we wspomnieniach Janina Konopińska. O pierwszym Bożym Narodzeniu we Wrocławiu napisała: „ Kto żyw w mieście szykował się do wyjazdu. Na dworcu Wrocław – Odra przewalały się tłumy ludzi z tobołami i walizami, widocznie każdy wrocławianin chciał zawieść jakiś prezent z „Dzikiego Zachodu” swojej rodzinie czy znajomym (…) Na święta pozostali we Wrocławiu prawie sami Niemcy (…), bo my, Polacy, woleliśmy świętować wśród swoich”.

Kilkanaście lat zajęło wrocławianom przyzwyczajenie się, że wyjazd w rodzinne strony nie należy określać słowami „wracamy do Polski”.


aw



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl