Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Okiem obcokrajowców: Wrocław jak... Pakistan

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Za kilka miesięcy Wrocław będzie zdawał swój pierwszy poważny europejski egzamin. Oczy wielu mieszkańców starego kontynentu będą zwrócone w naszą stronę – będziemy jednym z miast organizujących rozgrywki Euro 2012. Możemy się więc spodziewać tysięcy turystów, którzy opowiedzą później swoim rodakom co widzieli, jak zostali potraktowani, co im się podobało. Warto już teraz wiedzieć jaką opinię ma Wrocław wśród zagranicznych gości – co ich denerwuje i za co nas chwalą. Może kilka rzeczy uda się jeszcze zmienić.
Okiem obcokrajowców: Wrocław jak... Pakistan
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Okiem obcokrajowców: Wrocław jak... Pakistan
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Okiem obcokrajowców: Wrocław jak... Pakistan
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Okiem obcokrajowców: Wrocław jak... Pakistan
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Do pierwszych meczy z okazji Euro 2012 zostało już niewiele czasu. Powstał ogromny stadion, budowane i modernizowane są drogi. Pod względem infrastrukturalnym niewiele już nam przybędzie, niewiele uda się również zmienić. Można się jednak postarać o to, żeby przynajmniej organizacyjnie i wizerunkowo wypaść w miarę dobrze przed rzeszą turystów, którzy przyjadą do Wrocławia. Zebraliśmy opinie obcokrajowców, którzy w ciągu ostatnich tygodni przyjechali po raz pierwszy do naszego miasta. Spytaliśmy co przede wszystkim ich denerwuje i przeszkadza.

Fatalna komunikacja

Tym co najbardziej dziwi, zaskakuje i przeszkadza w funkcjonowaniu naszego miasta jest komunikacja. Niemal wszyscy pytani obcokrajowcy na pierwszym miejscu stawiali ogromny chaos w sposobie organizacji przemieszczania się po mieście. Dotyczy to zarówno komunikacji zbiorowej, ale też zasad i rozwiązań dotyczących poruszania się samochodami osobowymi. Jednak najbardziej rzucającym się w oczy utrudnieniem jest organizacja ruchu pieszych.

- Do Wrocławia przyjechałam pociągiem – opowiada Andrea, mieszkanka Berlina. - Hotel miałam zarezerwowany w okolicach Rynku, miałam plan miasta, stwierdziłam więc, że przejdę się na piechotę. Na pierwszym skrzyżowaniu o mało co nie wpadłam pod tramwaj! Dotarcie do Rynku okazało się koszmarem. Najbardziej niezrozumiałe są dla mnie te skrzyżowania z mnóstwem świateł. Przechodzę na zielonym przez jedne pasy i trafiam na czerwone przed pojawiającym się nagle torowiskiem po których jadą tramwaje. Stoję na środku ruchliwej ulicy i nie wiem, w którą stronę mam iść. Po przejściu na zielonym przez torowisko okazuje się, że mam czerwone przez kolejną jezdnię.

Takie niespodzianki czekają na turystów od razu gdy wysiądą z pociągu albo autobusu. Przejścia dla pieszych z wieloma niezsynchronizowanymi światłami mamy na skrzyżowaniu Piłsudskiego, Peronowej i Kołąłtaja oraz na Borowskiej, Ślężnej i Swobodnej.

- Wszystkie przejścia dla pieszych ze światłami we Wrocławiu to jedna wielka irytacja – dodaje Frizo, mąż Andrei. - Wybraliśmy się z Rynku do Filharmonii. Czułem się jakbym pokonywał tor przeszkód na skrzyżowaniu koło Krupniczej. Czekasz na czerwonym, pojawia się na krótko zielone, przechodzisz parę metrów i czekasz znów na czerwonym na wąskim chodniku, przed tobą tramwaje, za tobą samochody, masz w końcu zielone, przechodzisz parę metrów i znów czekasz na czerwonym, tym razem za plecami tramwaje jadą w drugą stronę, przed tobą sznur samochodów. Doszliśmy jakoś do placu Legionów – i znów to samo. Jakbym był w Pakistanie!

Problemy z poruszaniem się po mieście mieli najczęściej pytani przez nas turyści z Niemiec, głównie z Berlina. Nic dziwnego – stolica naszych sąsiadów słynie z doskonałej organizacji ruchu dla osób, które chcą po mieście poruszać się na piechotę. Jeszcze lepiej zorganizowana jest tam komunikacja publiczna.

- Autobusy i tramwaje we Wrocławiu to kolejny problem – mówi Andreas, berlińczyk. - To że rozkład jazdy w tym mieście należy traktować z ogromną dozą swobody, jeżeli chodzi o punktualność, to jeszcze niezbyt drażliwa kwestia. Byłem na to przygotowany, wychodziłem więc wcześniej na przystanki. Ale niestety okazywało się, że nagle tramwaj albo autobus jedzie inną trasą! I nie wiem już gdzie jestem. Komunikaty wewnątrz pojazdów są tylko po polsku. Z ludźmi nie można się dogadać, bo mało kto zna angielski czy niemiecki. Wysiadam na jakimś przystanku. Z tego co udaje mi się wyczytać na rozkładzie, to że powinienem wsiąść w pojazd jadący w przeciwnym kierunku – ale gdzie jest teraz przystanek w przeciwnym kierunku? W Berlinie jest zawsze po drugiej stronie jezdni, można się dostać do niego tunelem, albo przez kładkę. A tu ani przystanku, ani wskazówek gdzie jest!

Tego typu zamieszania można by uniknąć jeżeli komunikaty w autobusach czy tramwajach były wyświetlane i ogłaszane nie tylko po polsku, ale też przynajmniej po angielsku. Na przystankach np. Koło Poczty Głównej, Urzędu Wojewódzkiej można ustawić informacje gdzie znajduje się przystanek w przeciwnym kierunku. No i rozkłady mogły by być bardziej międzynarodowe.

- A to wasze rondo Reagana! To jest dopiero chaos – dodaje Anke z Frankfurtu. - Wiele osób opowiadało jakie jest nowoczesne, ile ma tablic itp. Tyle że nigdy nie wiadomo gdzie co jedzie, tablice nie są wcale pomocne, a na dodatek część autobusów i tramwajów odjeżdża z przystanków, które nie znajdują się na rondzie, tylko kilkaset metrów dalej przy innych ulicach.

Wielu turystów rezygnuje więc z komunikacji i przesiada się do samochodów. Niestety wtedy zaczyna się jeszcze większy dramat.

- To miasto nie nadaje się do jeżdżenia! – denerwuje się Klaus z Wiednia. - Całe centrum się korkuje w tzw. szczycie, który trwa pół dnia! Jezdnie są tak dziurawe, że plomby z zębów wyskakują. Na skrzyżowaniach wojna podjazdowa – wszyscy się pchają, zajeżdżają drogę, a wśród samochodów tramwaje. Zielona fala na Powstańców Śląskich, o której tyle słyszałem, to mit. Brak znaków informacyjnych o położeniu instytucji, urzędów, szpitali itp. No i do tego – agresywni kierowcy, którzy wymuszają pierwszeństwo. Pieszy chcący przejść przez ulicę, to dla nich jest wróg.

Gdzie jest informacja?

Na problemy komunikacyjne najmniej narzekają za to Hiszpanie. Twierdzą, że w Madrycie czy Barcelonie mają podobnie, więc automatycznie się przystosowują do panującego rozgardiaszu. Narzekają jednak na coś innego – kompletnego brak jakichkolwiek informacji o czymkolwiek, co może zainteresować turystę.

- Najbardziej zirytowała mnie sytuacja na dworcach PKP i PKS – mówi Desiderio z Barcelony. - Chciałem pojechać do Lubiąża, ale nikt nie był mi w stanie odpowiedzieć na dworcu jak się tam dostać. W okienku była nawet pani, która mówiła łamaną angielszczyzną, ale kompletnie nie wiedziała kiedy i co tam jedzie. Na jakiś elektroniczny system w postaci pulpitów nie ma co liczyć. Dopadłem jeden na PKS-ie, ale wyświetlił mi tylko informacje o cenach hoteli.

Problem mają też turyści, którzy chcą zwiedzać nasze miasto. W Rynku funkcjonuje co prawda informacja turystyczna, ale niewiele osób tam zagląda, bo po prostu nie wiedzą, że takie coś istnieje.

- Na Starówce jest kilka drogowskazów, które pokazują jak iść w kierunku katedry czy w kierunku Muzem Narodowego, ale szczerze mówiąc nie są zbyt pomocne – mówi Silvio z Portugalii. - W sklepach czy kioskach nie ma przewodników po mieście. Natomiast cały dzień zajęło mi dotarcie do Hali Stulecia i Pergoli, które są dosyć oddalone od centrum. Przynajmniej zwiedziłem fajny Park Szczytnicki zanim tam w końcu trafiłem. Niespodziewanie też dotarłem do ogrodu botanicznego gdy szukałem katedry – nie ma o nim żadnej wzmianki. Zwiedzanie Wrocławia to naprawdę kwestia przypadku.

O problemach z porozumieniem się mówią także Brytyjczycy. Oni zwiedzają głównie nasze markety i domy handlowe.

- Żeby kupić u Was jakiś produkt regionalny, to naprawdę trzeba mieć szczęście – opowiada Robert z Londynu. - Słyszałem o dobrych piwach z lokalnych browarów, ale nikt nie był w stanie mi ich wskazać. Sprzedawcy kręcili głowami i oferowali piwa jakie mogę kupić w Londynie. Moja dziewczyna chciała kupić dobry, swojski chleb. Pół dnia chodziliśmy szukając piekarni w okolicach placu Bema, a gdy tam w końcu dotarliśmy okazało się, że jest zamknięta.

Brud i bałagan

Okazuje się również, że Wrocław wielu turystom nie jawi się jako piękne miasta – jak chcieliby chociażby urzędnicy. Chwalą Rynek i kilka przyległych ulic. Reszta Śródmieścia sprawia na nich jednak przygnębiające wrażenie.

- To jest tak, jakby pomalował swój dom tylko z jednej strony, a z tyłu i w ogrodzie zostawił duży nieporządek – mówi Karl z Czech. - Zwiedziłem Ostrów Tumski i postanowiłem przejść się po okolicy. W pobliżu bardzo ładnego kościoła Michała natrafiłem na ciągi kamienic, o których myślałem, że są jakąś scenografią do filmu wojennego. Czarne, odrapane – czy nikomu nie przyszło do głowy, żeby je odrestaurować? A przecież to nierzadko perełki architektoniczne.

- No i ten niemal permanentny brud i nieporządek – dodaje Victor, Holender z Rotterdamu. - Nie jest co prawda tak źle jak na Ukrainie, gdzie niedawno byłem, ale przepełnione kosze na śmieci, stosy odpadków i worków walających się w bramach, na podwórkach. Do tego rozgrzebane ulice, wieczny remont nawierzchni. I to wcale nie były jakieś peryferia – przeszedłem się po prostu ulicą Kościuszki i wracałem ulicą Traugutta. Co chwilę walący się płot, który odgradza jakieś pustostany, albo zarośniety chaszczami teren, na którym nic się nie dzieje. Najbardziej zdumiał mnie jednak bałagan i stos śmieci na placach zabaw dla dzieci, w piaskowniach, przy huśtawkach. Pozwalacie się bawić swoim dzieciom w takim syfie?

Polskie Sarajewo?

- Byłem niedawno w Sarajewie – opowiada Karl z Czech. - Miasto w latach 90-tych zostało bardzo zrujnowane. Teraz jednak w wielu miejscach widać jak powstaje z upadku. Wrocław trochę mi przypomina Sarajewo – jest tutaj wiele kontrastów. Można podziwiać dość oryginalne fontanny koło Mostu Grunwaldzkiego, a parę metrów dalej spoglądać na zardzewiałe barierki nabrzeża Odry i kępy pokrzyw poniżej. Można zachwycać się fontanną na placu Jana Pawła II, a kilkaset metrów dalej chodzić wśród zdewastowanych budynków w okolicy mostu Sikorskiego. Podziwiać dworzec Świebodzki, a potem przejść się przygnębiającą ulicą Robotniczą. Wrocław jest świetnym miastem dla turystów, którzy mają dużą tolerancję na skrajności, brzydotę i niefunkcjonalność. Jednak takich osób jest mało.


RW



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl