- Moja mama zmarła pięć lat temu - mówi pani Krystyna, która wraz z mężem i dziećmi przyszła w drugi dzień świąt na wrocławski Grabiszynek. - Nie wyobrażam sobie, by podczas Bożego Narodzenia nie pobyć z nią choć przez chwilę. - Dobrze, że dziś pogoda dopisała, chociaż i na mróz się przygotowaliśmy - pani Krystyna pokazuje ukryte w torbie ciepłe rękawice i czapkę. Czapka przeznaczona jest dla 16-letniego syna, który nijak nie chce z niej korzystać, jeśli na dworze nie ma przynajmniej minus 10 stopni. Tym razem Kamilowi się udało - dziś aura była wyjątkowo łaskawa.
Pan Zygmunt w każde święta jest obecny przy grobie żony. - Pani, my przeżyli ze sobą ponad 50 lat - wzdycha. - Różnie bywało, ale odkąd żony nie ma, to i mnie trudno sobie miejsce znaleźć.
Pan Zygmunt ubolewa tylko nad tym, że teraz, jak mówi, młodym spieszno tylko i wyłącznie do jedzenia i wszelkich przyjemności. - U córki na Wigilie byłem - mówi. - Ledwo cośmy się podzielili opłatkiem, już córka telewizor włączyła. Kolędy będą, mówi do mnie. Aż wstyd było przypominać, że dawniej, jeszcze jak mama żyła, tośmy je sami wyśpiewywali. Nikt u nas muzykiem nie jest, ale jakoś to szło - pewnie nieczysto było, ale to nasze wspólne kolędowanie łączyło. A teraz radio, telewizja, internety... Człowiek chciałby cos od siebie, ale nie da rady - technika wyprzedza. Zresztą, i tak cieszyć się trzeba, że jest co do garnka włożyć w czasach, jakie nastały...
Ruch na wrocławskich cmentarzach jeszcze się nie zakończył. Przed nami wkrótce znów weekend przed Nowym Rokiem. - Obyśmy do niego w zdrowiu dotarli - życzył na pożegnanie pan Zygmunt z Sępolna.