Przed północą do oficera dyżurnego policji zadzwonił jeden z mieszkańców kamienicy przy ul. Wileńskiej informując, że do jednego z zaparkowanych samochodów przyklejona jest bomba.
- Mieszkaniec wcześniej ze swojego okna obserwował dwóch mężczyzn, którzy według niego podejrzanie się zachowywali – mówi Magdalena Kruaze z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. - Gdy mężczyźni w końcu zniknęli, mieszkaniec zszedł na dół, żeby sprawdzić, czy nic nie zginęło, albo czy samochody nie zostały okradzione z lusterek itp. Właśnie wtedy zauważył pakunek przyklejony z tyłu samochodu. Wystawały z niego kabelki, ukryty był pod podwoziem.
Mieszkaniec Brochowa natychmiast zawiadomił policję. Pirotechnicy, którzy przybyli na miejsce stwierdzili, że ładunek może stanowić duże zagrożenie, podjęto decyzję o ewakuacji mieszkańców.
- Podstawiono autobusy, ponad sto osób wyprowadzono z mieszkań - opowiada Magdalena Kruaze. - Większość z nich pojechało do rodzin w innych częściach Wrocławia, około 30 osób nocowało w autobusach. Nad ranem przed godziną 10 wszyscy wrócili do mieszkań, akcja się zakończyła.
Ładunek zostanie teraz zbadany przez specjalistów. W ciągu kilku dni okaże się, czy była to atrapa, czy pakunek zawierał ładunek wybuchowy.
Ponad sto osób musiało nad ranem opuścić swoje mieszkania na wrocławskim Brochowie.
Trwała tam akcja policyjnych pirotechników. Jak mówi oficer dyżurny dolnośląskiej policji, ewakuacja budynków była konieczna.
Akcja zakończyła się koło ósmej, a mieszkańcy mogą wrócić już do domów. Do czasu zakończenia prac ekip pirotechnicznych - policjanci nie chcą ujawniać szczegółów zdarzenia.