Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Ile zarabia rodzina Owsiaka?

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Od 21 lat w mroźną, styczniową niedzielę organizuje na polskich ulicach brazylijski karnawał. Dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy udało się zebrać już prawie 140 milionów dolarów na zakup sprzętu ratującego zdrowie i życie dzieci. Mimo tego szef całego zamieszania nie tylko kolekcjonuje kolejne ordery i nagrody, ale też zbiera ostre cięgi.
Ile zarabia rodzina Owsiaka?

Ile zarabia rodzina Owsiaka?
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Ile zarabia rodzina Owsiaka?
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Ten 59-letni showman, witrażysta i posiadacz uprawień psychoterapeuty, uparcie robi swoje i zamierza robić to do końca świata i o jeden dzień dłużej.

Na kilka dni przed kolejnym Finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzy Owsiak opowiada nam o najważniejszych kobietach swojego życia, pracy w Fundacji WOŚP z żoną i o tym, dlaczego nie chce być bratem-łatą dla Woodstockowiczów.

Orkiestra jest kobietą?

Oczywiście. Piękną kobietą. Ma dużo kobiecych cech. Czasami trudno ją zrozumieć. Bywa nienasycona, bo wciąga całą sobą. Jest pełna emocji , miłości, a przy tym nieprzewidywalna. W tym roku zagra dla seniorów. A więc, tak jak kobieta, potrafi nagle zmienić plan i wywrócić wszystko do góry nogami.

Potrafi się obrazić. Ale trudno bez niej żyć i można przez nią nie spać przez kilka nocy. Cały czas o niej myślę. Zastanawiam się nad tym, co by tu zrobić, by była jeszcze piękniejsza. I nawet, gdy momentami mogę mieć jej dosyć, to później wracam pędem na czworakach i chcę być pod jej skrzydłami. Rozstania nawet na chwilę sprawiają, że jeszcze mocniej się za nią tęskni.

Pomaga innym, bo to taka kobieca troska?

Trochę tak. Ale pochylamy się nad wszystkimi tematami, przy których pojawia się potrzeba udzielenia pomocy. Bez względu na to, czy one dotyczą: kobiet, dzieci, mężczyzn, czy seniorów. Zawsze myślimy o tym, co zrobić, by pomóc jak najbardziej skutecznie. Zarzucano nam, że zbieranie dla dzieci to pójście na łatwiznę, bo każdy chce się tu pokazać. Więc tym razem będzie inaczej. Idea tegorocznego finału spotkała się z dużym uznaniem. Nikt się temu nie dziwi i ludzie zaakceptowali to, że taki temat może być przedmiotem wsparcie ze strony Orkiestry.

Pana młodsza córka Ewa była zagrożonym wcześniakiem. Osobiste doświadczenia zainspirowały powołanie Orkiestry do życia?

Powszechnie wiadomo, że moja młodsza córka korzystała z pomocy medycznej, gdy się urodziła. Ale to nie ma absolutnie żadnego związku z Orkiestrą. Dopiero bodajże po dwóch latach robienia finałów zdałem sobie sprawę z tego, że zawiozłem właśnie bardzo drogi i bardzo potrzebny sprzęt do szpitala, w którym ona się urodziła.

Nie było impulsu bezpośredniego, że skoro stało się coś złego, to teraz muszę takim sytuacjom zaradzić. Wtedy nawet nie potrafiłem sobie czegoś takiego wyobrazić. Dopiero impuls ze strony programu telewizyjnego spowodował, że wróciłem do tych problemów. Z tym, że z zupełnie innej strony.

Dziś w fundacji pracuje Pan z żoną. Jak do tego doszło?

Początki fundacji i narodziny Orkiestry były związane z audycją radiową i programem telewizyjnym Róbta co chceta. Miałem kontakt z lekarzami z Centrum Zdrowia Dziecka, którzy organizowali zbiórkę pieniędzy na sprzęt medyczny. Postanowiłem się w to zaangażować.

Siłą rzeczy o tym rozmawiałem w domu z żoną. Kiedy ruszyła Orkiestra moja żona była dla mnie tylko wsparciem duchowym. Razem prowadziliśmy firmę, która produkowała program telewizyjny. Gdy pierwszy finał się udał i wszystko poszło rewelacyjnie, a zebranych pieniędzy było za dużo jak na jeden ośrodek kardiochirurgii, postanowiliśmy zarejestrować fundację. Oprócz dwóch lekarzy z Centrum Zdrowia Dziecka, byłem w niej jescze ja i moja żona. Przy naszej firmie telewizyjnej, w drugim pokoju w bloku za Żelazną Bramą w maleńkim biurze przez rok funkcjonowała Fundacja. Bez absolutnie żadnych kosztów.

W sposób naturalny zaczęło to zataczać coraz szersze kręgi. Gdy już po drugim, trzecim finale, wiedzieliśmy, że Orkiestra - poza pracą zawodową - zaczyna być treścią naszego życia, kolejne kobiety, a więc moje córki, łącznie z wówczas maleńką młodszą Ewą, wiązały się z Orkiestrą. To było całkowicie naturalne. Moja młodsza córeczka, gdy była dzieckiem, zawsze otwierała ze mną finał. Później organizowała finał w swojej szkole. Starsza córka grała z Orkiestrą, gdy studiowała w Stanach. Teraz wnuczka ma swój sztab, w ubiegłym roku w zerówce na Ursynowie zebrali naprawdę duże pieniądze. To wszystko jest bardzo naturalne.

Żona przynosi pracę do domu?

Żyjemy fundacją przez 24 godziny na dobę. Dzidzia od sześciu lat tu pracuje. Bo ktoś musiał pracować. Lekarze są zajęci w szpitalu. Ja mam firmę telewizyjną. Padło na nią. Ona skończyła turystykę na Szkole Głównej Planowania i Statystyki. Miała swoje plany, ale przekonaliśmy ją by je zmieniła.

Żona zajmuje się całą działką medyczną. Ludzi dziękują mi i ściskają dłoń. Mówią: Panie Jurku, dziękujemy, przyszedł ultrasonograf. A to jej trzeba dziękować. Ona zajmuje się całą logistyką. Ma kontakt z 650 szpitalami, z którymi non stop prowadzi dialog. Organizuje konkursy ofert, zakupy sprzętu. I robi to bardzo sprawnie.

Można złapać do tego dystans?

Co tu dużo ukrywać, przenosimy problemy z pracy na życie prywatne. W domu rozmawiamy o tym, co się dzieje w fundacji. Te rozmowy nieraz są wesołe. Nieraz nerwowe. Ale one też przekładają się na to, że to co robimy jest robione dobrze i w sposób racjonalny.

Żyjemy fundacją. Oddychamy tym. Ale staramy się zachować umiar, by choćby w niedzielę normalnie funkcjonować. Jesteśmy z sobą już tyle lat, że jestem spokojny o to, że będziemy - mam nadzieję - jeszcze drugie tyle, wspólnie tworząc orkiestrę.

Starsza córka, Ola, zajmowała się marketingiem fundacji.

Studiowała na wydziale telewizyjnym na uniwersytecie Columbia w USA. Wróciła do Polski, bo nigdy nie polubiła Ameryki i wyścigu szczurów, który tam ma miejsce.

Dziś pracuje w branży muzycznej, ale gdy wróciła, zauważyła nasze słabe strony internetowe w języku angielskim. Więc jej powiedziałem: To popraw to. I od tego poprawienia przez dwa lata pracowała z nami jako szef marketingu i bardzo mocno wyciągnęła go do góry. Dziś nasze strony internetowe - na tle innych organizacji pozarządowych - wyglądają bardzo dobrze. Cieszę się, że jej wszystkie profesjonalne umiejętności wykorzystaliśmy z korzyścią dla fundacji.

Osoby, delikatnie mówiąc, niechętne Orkiestrze zarzucają Panu, że zamienił fundację w rodzinny biznes. Co Pan odpowie?

Rodzinny biznes? Nie ma o tym mowy. To pomylenie pojęć. Rozumiem o co ludziom chodzi, ale proszę pamiętać, że fundacja została stworzona przez osoby prywatne, które bardzo skrupulatnie rozliczają to, co dostają od ludzi w czasie zbiórki. Wybór tego, z kim chcemy pracować, to nasza samodzielna decyzja. Gdybym stwierdził, że dwie moje córki świetnie się sprawdzają i mają ochotę ze mną pracować, zatrudniłbym je natychmiast. Nie jesteśmy partią polityczną. Nie jesteśmy spółką skarbu państwa. Jesteśmy prywatnymi osobami, które stworzyły najlepiej funkcjonującą fundację. Swobodę wyboru współpracowników zostawiam sobie.

Ale wiem, że jestem osobą publiczną, więc nie denerwuję się takimi pytaniami. Reasumując – pracuje ze mną moja żona. Poddajemy się audytom. Jesteśmy spokojni i usatysfakcjonowani, choć momentami jest to niesamowicie stresujące, to jednak jest satysfakcja tego, że coś takiego udaje się w Polsce zrobić.

A ile zarabiacie w Fundacji?

Ja nie dostaję żadnych pieniędzy. Tak samo członkowie czteroosobowego zarządu nie biorą żadnych pieniędzy za spotkania, co w innych fundacjach nie jest takim standardem.

A żona? Według ustawy, osoby w fundacji nie mogą zarabiać więcej niż trzy średnie krajowe. W związku z tym dywagacje na temat tego, jakie pieniądze wchodzą tu w grę są bez sensu. To jest nie więcej niż pozwala na to ustawa. A więc kilka tysięcy złotych. Zdrowe proporcje są zachowane.

Wszystkie audyty i wyniki kontroli są jawne. Wiele osób dziwi się, że stosunek pensji do innych wydatków fundacji jest tak życiowy. Reguły, które stworzyliśmy eliminują chęć dopisania kolejnych zer przy kwotach na liście płac. Nawet gdybyśmy chcieli to zrobić, to i tak nie możemy.

Zdarza się wam pokłócić o Orkiestrę?

Mieliśmy rozmawiać kilka godzin wcześniej, ale akurat w każdy poniedziałek mamy kolegium szefów działów. Rozmawiamy o tym, co mamy zrobić. Jak rozwiązać problemy, z którymi się borykamy. Ja rzucam tysiąc pomysłów i bardzo często one trafiają na mur niemal nie do przebicia. Ludzie sprowadzają mnie na ziemię. Dyskutujemy, kłócimy się, ale te pomysły są inspirujące. W takiej burzy mózgów, niezwykle życiodajnej. nawet najgłupszy pomysł może doprowadzić do wykrystalizowania się najlepszych rozwiązań.

Krytyka jest twórcza. Nauczyliśmy się tego, by się nie obrażać. Tego nie ma na przykład w naszym życiu politycznym. Może mam jakąś taryfę ulgową, bo mówią do mnie: Prezes, jaki tam masz pomysł. Ale nieraz przegrywam. A nieraz wygrywam i wtedy oczywiście bardzo się cieszę. Nawzajem się napędzamy.

Czy trudny typ - jak sam Pan kiedyś siebie określił - nie ma kłopotów z zaakceptowaniem tego stanu?

Przywiązuje się do pewnych rzeczy bardzo mocno i trudno mnie od pewnych idei odciągnąć. Ale to, że fundacja ciągle ma świeże pomysły i zaskakuje, jest dowodem na to, że jestem w stanie się zmienić. Tak jak w muzyce. Gdy sobie pomyślę, co mi się podobało 18 lat temu na Przystanku Woodstock, to widzę, że w niektórych kwestiach zmieniłem zdanie o 180 stopni.

Wszystkie ważne życiowe decyzje to narady z żoną i dzieciakami. Ale generalnie jestem facetem z ideą. Gdy się zapalam, to płonę jak pochodnia. Wchodzę z pomysłami bardzo dalekosiężnymi. Już widzę jak rakieta ze mną ląduje na księżycu aby tam organizować finał WOŚP. A nie zastanawiam się, czy ona w ogóle wystartuje. Jestem trudnym zawodnikiem, ale to dobrze. Nie jestem kiwaczem, który tylko kiwa głową i potakuje. Ale potrafię też wysłuchać i przyjąć czyjeś argumenty.

Doświadczenie ojcowskie pomaga w takiej pracy?

Niesamowicie. Ta przygoda zdarzyła mi się, gdy miałem już ponad trzydzieści lat i dwójkę dzieci. Miałem dom, o który musiałem dbać. Czas beztroskiej zabawy już się skończył. I dzięki temu, na szczęście, nigdy mi palma nie odbiła. To całe zamieszanie, program w TV i pewien sukces, być może dziesięć lat wcześniej trudniej byłoby przyswoić, ułożyć w głowie i dać sobie z tym radę. Może bez rodziny by mi się to nie udało. Przykładem są różni młodzi celebryci, którzy się pojawiają i nagle przepadają, bo nie dają rady z ciśnieniem i byciem z samymi sobą. Ja miałem cały czas obok siebie Dzidzię i dom z dzieciakami, które rosły. Ta stabilizacja bardzo mi pomagała. Wracałem do czegoś co już było. Nie dałem się ponieść fali różnych emocji.

Gdy ktoś będzie chciał w życiu zrobić coś wielkiego, niech wcześniej spisze listę najbliższych, którzy będą z nim, gdy się zacznie palić grunt pod nogami. I niech twardo odpowie sobie na pytanie, czy będzie czuł ich wsparcie, gdy będzie tak sobie. Gdy poczuje, że wszyscy go nie lubią, bo powiedział coś odważnego i ludzie tego nie zrozumieli i uznali go za idiotę. Ja takich ludzi wokół siebie miałem i wciąż mam i to jest wielka wartość.

Ojcowskie doświadczenie pomaga mieć też odpowiedni dystans do ludzi, z którymi pracuję w fundacji. Bo potrafię wczuć się w ich problemy. Większość z nich jest w wieku mojej starszej córki. Gdy mówią o tym co ich trapi: a to choruje dziecko, a to muszą wziąć kredyt, to ja ich rozumiem i czuję, że chciałbym im pomóc.

A na Przystanku Woodstock?

Też patrzę na te dzieciaki jak rodzic i myślę sobie: Żebyś nie przeholował. Żebyś nie przeholowała. Nie chciałbym, tak jak twój rodzic, widzieć Cię pijanym, czy w złym stanie. To byłoby słabowite. Mówię im: Nie jestem waszym nauczycielem, bo wiele rzeczy wiecie lepiej ode mnie, ale patrzę na was jak rodzic: cieszę się i jestem z was dumny, ale też niepokoję się, gdy mi się coś nie podoba.

Na końcu mówię tym dzieciakom: Pomóżcie mi coś razem zrobić. I okazuje się, że się udaje. Że Przystanek jest niesamowicie spokojnym miejscem. A finał Orkiestry - poza paroma amatorami cudzej własności - pokazuje, że 99,9 proc. ludzi uczciwie się rozlicza. A gdy ktoś kradnie, to mówimy o tym głośno. Mówimy: patrzcie, ten debil ukradł i będzie miał kłopoty, a wy miejcie poczucie dumy, że nie pokusiliście się na cudze.

To, że mam dystans, nie puszczam do nich oka i nie ubieram się tak jak oni, tylko prowadzę normalny dialog, w którym nikogo nie obrażam, powoduje, że mam prawo rozmawiać z nimi jak dorosły i powiedzieć: Nie rób tego, bo to mi się nie podoba, jestem odpowiedzialny za tą imprezę i jeżeli nie przestaniesz, skarcę cię jak ojciec syna. Ludzie to akceptują.

Nie udaję ojca narodu, tylko jestem kolesiem, który mówi, co mu na sercu leży. Nie jestem bratem łatą. Nie staram się przyciągnąć całego świata do siebie. Wręcz mówię ludziom: szanuj moją prywatność. Myślę, że ludzie mnie znają i mają za to szacunek. A jak komuś to nie odpowiada, to tylko proszę nie przeszkadzaj.

A co Pan czuje, gdy media nagłaśniają takie sytuacje jak dramat naszego olimpijczyka, którego córeczka walczy o życie, bo lekarze nie zdecydowali się na cesarskie cięcia. Albo sprawę rodziców 13-miesięcznego Bolka, którzy czują, że zamordowano im dziecko, bo nie przyjęto go do szpitala?

To dowód na to, że to ludzie popełniają błędy, a nie talibowie, krasnale, czy bohaterowie innych teorii spiskowych. To ludzie popełniają błędy, ale to nie znaczy, że cała resztą wykonujących ten zawód, postąpiłaby podobnie. Wręcz przeciwnie taki brak człowieczeństwa może pojawić się pod każdą szerokością geograficzną, czy to w bogatej Ameryce, czy w biednej Rosji.

Robię wszystko, by to nie było paliwem do naszego działania. Bo to by było oko za oko, wet za wet. Nas napędza to, że te systemy funkcjonują, że dzieci są badane i leczone. A gdzie drwa rąbią, wióry lecą. Takie sytuacje się zdarzają i często na nie osobiście reaguję.

Właśnie. Kiedyś napisał Pan list do Rzecznika Praw Dziecka, z prośbą by się ujawnił, bo nie widać żadnych efektów jego działań. Widzi go Pan już?

Napisałem do niego osobisty list. Część ludzi mnie chwaliła. Od części dostałem mocne joby. A generalnie wygraliśmy wszyscy, bo przeszła przez Polskę dyskusja. Ludzie zaczęli o tym rozmawiać.

Orkiestra ma grać do końca świata i o jeden dzień dłużej. To wciąż aktualne?

Wyobraźmy sobie, że nie ma tej styczniowej niedzieli, w którą jest tak miło i przyjemnie. Gdy zadziwiamy cudzoziemców. Gdzie nikt nie ma nerwa na twarzy. To takie świeckie Boże Narodzenie. Tego za żadne pieniądze nie kupimy. Ten dzień stworzył się sam. Gdy okaże się, ile wydaliśmy na Euro - które oczywiście bardzo mi się podobało - to gdybyśmy my te pieniądze wydali, chyba każdemu kupilibyśmy abonament na uśmiech do końca świata i o jeden dzień dłużej.

Za te zebrane pieniądze robimy coś co pozostaje w nas na: cały rok, całe życie, jeden dzień, albo na parę godzin, ale pozostawia poczucie dumy z tego, że udało nam się coś takiego zrobić w Polsce. Nie sztuką jest zrobić brazylijski karnawał w Rio w środku lata, sztuką jest zrobić go w środku polskiej zimy.

JERZY OWSIAK

Urodził się 6 października 1953 r. w Gdańsku. W wieku ośmiu lat z rodzicami przeprowadził się do Warszawy. W młodości związany z ruchem hippisowskim. Próbował dostać się na Akademię Sztuk Pięknych. Bez powodzenia. Ale upodobanie do działalności artystycznej pielęgnował jako witrażysta.

Pod koniec lat 80. zajął się organizacją koncertów rockowych i zaczął prowadzić audycję radiową w Rozgłośni Harcerskiej. W 1991 r. rozpoczął współpracę z radiową Trójką. W tym samym czasie rozpoczął produkcję programu telewizyjnego "Róbta co chceta", który później zmienił nazwę na "Kręcioła".

W styczniu 1993 r. zorganizował pierwszy Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pod tym hasłem co roku organizowana jest charytatywna zbiórka pieniędzy na zakup sprzętu ratującego zdrowie i życie dzieci. Przez 20 lat udało się zebrać blisko 140 milionów dolarów.

Od 1995 r. organizuje Przystanek Woodstock. Największy w Polsce festiwal typu open air jest symbolicznym podziękowaniem Fundacji WOŚP dla wolontariuszy, którzy zaangażowali się w zbiórkę pieniędzy.


MenSteam.pl



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Wtorek 16 kwietnia 2024
Imieniny
Bernarda, Biruty, Erwina

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl