– To było niesamowite przeżycie! Wyśpię się i od jutra planuję kolejną wyprawę – mówi Wojciech Kołosowski, uczestnik wyprawy, na co dzień stomatolog we wrocławskiej klinice Unident Union Dental Spa.
Polonezem z Katowic na Nordkapp
Wyruszyli spod katowickiego Spodka 10 sierpnia. Pierwszy dłuższy przystanek z noclegiem był po ok 650 km w Suwałkach. Tę noc, podobnie jak każdą następną, wrocławska załoga spędza w… samochodzie. Bardzo szybko okazuje się bowiem, że przygotowane w Polonezie miejsca do spania to był rewelacyjny pomysł. – Zazdrościły nam tego pozostałe drużyny, które zwykle spały w namiotach. A pogoda była zmienna, bywało zimno i deszczowo – mówi Wojciech Kołosowski. Drugi dzień rajdu to Łotwa i Estonia. – Był plan, że jeszcze tego dnia przeprawimy się promem z Tallina do Helsinek, niestety, spóźniliśmy się całe 5 minut. Skazani więc byliśmy na nocleg w na parkingu przed portem – wspomina rajdowiec. W Finlandii wrocławska załoga znalazła się trzeciego dnia rajdu. Tu zaczęła się prawdziwa przygoda! – Zupełnie zmienił się krajobraz. Tundra, piękne widoki, bezludne tereny i wszechobecny spokój – relacjonuje Wojciech Kołosowski oczarowany niepowtarzalnymi białymi nocami. Piątego dnia tundra ustępuje górom, a krajobraz wygląda jak z pocztówki. Polonez spisuje się znakomicie, drobne awarie tłumika, zawieszenia i termostatu, nie utrudniają podróży. Ryszard Sobolewski towarzysz podróży Wojciecha Kołosowskiego okazuje się nie tylko świetnym kompanem, kierowcą i mechanikiem, ale też nie gorszym kucharzem. Smak serwowanych przez niego gołąbków, grochówki i fasolki po bretońsku poznało kilka rajdowych załóg. Na metę załoga POLOCAMPER, przechrzczona przez uczestników rajdu (ze względu na rejestrację Poloneza) na DO JADĘ TEAM, dojechała 15 sierpnia o 21.52. Jednak godzina nie miała znaczenia, bo na Nordkapp cały czas jest jasno. – Ukończyliśmy rajd, ale to nie był koniec wyprawy, musieliśmy jeszcze wrócić – opowiada w uśmiechem wrocławski stomatolog. Po małej naprawie zawieszenia i wymianie pasków załoga wyruszyła w drogę powrotną. Do Wrocławia dotarli sprawnie i bez nieprzewidzianych przeszkód. – Poczciwy Polonez nas nie zawiódł, a wielomiesięczne przygotowania dały swoje efekty – podsumowuje Wojciech Kołosowski.
Słodki smak zwycięstwa
Choć wcale nie byli pierwsi. Zresztą nie o pierwszeństwo w tej wyprawie chodziło. – Zmierzaliśmy się z własnymi słabościami i naturą, ku naszemu zaskoczeniu zagrożeniem na trasie były…renifery, a także swoimi umiejętnościami i możliwościami technicznymi samochodu – wylicza Wojciech Kołosowski i zaznacza, że w rajdzie mogły wziąć udział samochody wyprodukowane w czasach komunizmu, czyli po pierwsze wiekowe, po drugie nieprzystosowane do takich wypraw. Bywało więc ekstremalnie. Szczególnie trudne były zjazdy i podjazdy w górach, zdarzało się też, że spędzali za kółkiem 15 godzin, by przejechać zaplanowane 1000 km. - Jesteśmy dumni z siebie i swojego samochodu, którym po zakończeniu rajdu bez problemów wróciliśmy do Wrocławia – mówi rajdowiec. Z czym wrócili? Z przekonaniem o własnej sile, zachwycającymi obrazami w pamięci i na zdjęciach, nowymi znajomościami z fantastycznymi ludźmi z pasją. – A najważniejsze jest to, że robiąc coś dla siebie i czerpiąc z tego ogromną satysfakcję, jednocześnie daliśmy coś innym – podkreśla Wojciech Kołosowski i dodaje, że rajd Złombol jest wydarzeniem charytatywnym, a 100% wpływów od uczestników jest co roku przekazywane na śląskie domy dziecka.
Złombol - ekstremalna wyprawa samochodami komunistycznej produkcji lub konstrukcji z charytatywnym przesłaniem. Jej cel to zbiórka pieniędzy dla śląskich domów dziecka. 100% pieniędzy wpłacanych przez uczestników wyprawy (opłaty startowe, itp.) trafia do dzieci. W wyprawie mogą wziąć udział auta, których wartość zakupu (bez licząc napraw przygotowawczych) nie przekracza tysiąca złotych. Dotychczasowe trasy Złombola prowadziły do Monaco, na arktyczne koło podbiegunowe, do Azji, do słynnego Loch Ness i do Archaia Olympia w Grecji. W tym roku ponad 140 załóg wybrało się na półwysep Nordkapp.